Ale zwiększona frekwencja w biurach podróży to w dużym stopniu efekt w miarę korzystnej sytuacji społeczno-gospodarczej: widoczny w wielu sektorach wzrost wynagrodzeń, spadające bezrobocie i zapowiadana przez rząd kontynuacja prosocjalnych programów sprawiają, że zwiększa się odsetek osób, które nie obawiają się pogorszenia swojej sytuacji materialnej, np. wskutek utraty pracy. W efekcie rośnie konsumpcja. Widać to w innych branżach: w ubiegłym roku sprzedaż dużego sprzętu AGD wzrosła wartościowo o 6 proc., mebli o 8,6 proc. W górę poszedł rynek samochodów, zarówno nowych, jak i używanych. Duże wzrosty odnotowują sklepy z odzieżą i obuwiem, kupujemy więcej żywności, mamy boom na rynku mieszkaniowym.
Branża zagranicznych wycieczek jest wyjątkowo czułym barometrem tego, jak ludzie widzą swoją kondycję ekonomiczną. Zaczynają częściej wyjeżdżać turystycznie, jeśli lepiej oceniają swoje możliwości finansowe. Czują się materialnie bezpieczniej, więc tym chętniej decydują się na większe wydatki związane z wypoczynkiem.
Problem w tym, że ten społeczny optymizm może osłabnąć już w nieodległej perspektywie. Część podejmowanych przez rząd działań można bowiem oceniać nie przez pryzmat długofalowego wzmacniania gospodarki, ale raczej doraźnych kroków mających przede wszystkim zwiększać społeczne poparcie. Nie można też zapominać, że dla obecnej koniunktury duże znaczenie ma wstrzyknięcie w obieg gospodarczy gotówki z programu 500+. Choć ten zabieg mocno nakręca konsumpcję, to jednak rodzi obawy o przyszłą kondycję finansów państwa. A jej pogorszenie miałoby dla nas wszystkich fatalne skutki.