Zagraniczni inwestorzy a szczury okrętowe

Co słyszycie w oficjalnych komunikatach o stanie polskiej gospodarki? „PKB rośnie, prognozy coraz lepsze. Dziura w VAT niemal całkiem załatana" – padnie zapewne odpowiedź. Zgadza się. Komunikaty brzmią świetnie, niczym zwrotki dziarskiego marsza. Tyle że właśnie w tę melodię wdarł się zgrzyt, jak tępym nożem po talerzu. A sprawcą jest nie kto inny, tylko... sam Narodowy Bank Polski.

Aktualizacja: 20.05.2018 21:29 Publikacja: 20.05.2018 21:00

Zagraniczni inwestorzy a szczury okrętowe

Foto: Adobe Stock

NBP opublikował niedawno dane o zagranicznych inwestycjach w Polsce w 2017 roku. Otóż... ich napływ zmalał w porównaniu z 2016 roku o 55 proc., do 24,3 mld zł! Czyli o ponad połowę!

„Wartość napływu zagranicznych inwestycji bezpośrednich spadła do poziomów odnotowywanych poprzednio w czasie kryzysu finansowego 2008–2009 czy kryzysu zadłużeniowego w Europie w 2013 r." – ocenił NBP.

W mediach natychmiast wytłumaczono, że jest to załamanie pozorne. Na wyniku zaważyć miała wyjątkowa transakcja – polskie spółki odkupiły akcje Banku Pekao od Włochów za 10 miliardów złotych.

Wyjaśnienia te średnio przekonują. Skoro ubyła ponad połowa i zostały 24 mld, to znaczy, że ubytek także wyniósł co najmniej 24 miliardy! Prawda? Czyli nie licząc kupna Banku Pekao – mniej o 14 miliardów. To wciąż ogromna wartość.

Czyżby Polska przestała być „ziemią obiecaną" inwestorów? Nie jest to wykluczone.

W lutym koncern BMW wycofał się z inwestycji w polską infrastrukturę niezbędną do ładowania aut elektrycznych. Była to reakcja na działania polskiego ustawodawcy, który z dnia na dzień zamienił w ruinę branżę farm wiatrowych. Poszkodowanymi inwestorami byli m.in. udziałowcy BMW. Nikt nie lubi, gdy jego inwestycja zostaje znienacka rozjechana przepisami, których wcześniej nawet nie było w planach. Czy wobec tego prezesi BMW pytani dziś o Polskę i możliwości inwestowania w niej powiedzieliby „cudowne miejsce" czy raczej „proszę nawet nie przypominać"? Raczej to drugie.

Opinia o braku stabilności naszego kraju jako partnera biznesowego to jedna z najpoważniejszych przyczyn spadku inwestycji o 55 proc. Dyżurni optymiści żachną się, że przecież Polska jest liderem Unii Europejskiej w przyciąganiu nowych inwestorów. Zgoda! Obserwujemy jednak nowe zjawisko. Ci, co już u nas są, zaczęli się wycofywać.

Bagatelizującym te sygnały, bo nie pasują one do atmosfery sukcesu, przypominam historię „Titanica". Jego kapitan, chcąc w dziewiczym rejsie pobić rekord prędkości, zlekceważył radiowe ostrzeżenia o górach lodowych. Wybrał najkrótszą, ale niebezpieczną trasę. Najwspanialszy ówczesny liniowiec miał wpłynąć do portu w glorii zwycięzcy. Finał znamy.

Nadal jeszcze możemy korygować kurs polskiej gospodarki. Warto to wykorzystać. Bo kiedy nagle wyrośnie przed nami góra lodowa – na przykład załamanie globalnej koniunktury czy poważny kryzys polityczny w ważnym regionie świata – zostanie tylko paniczne kręcenie kołem sterowym.

Ma ono najczęściej postać wziętych z kapelusza podatków. Może to być „tymczasowe" podniesienie VAT, może pojawi się jakaś danina od powierzchni firmy lub liczby okien w jej głównej siedzibie? Itd., itp. Te ciężary zostaną nałożone oczywiście na polskich przedsiębiorców. To bardzo realny scenariusz.

Można go jednak uniknąć. Marynarze obserwują szczury okrętowe, bo ponoć zawsze wyczują nadchodzące niebezpieczeństwo. My powinniśmy popatrzeć na inwestorów – zarówno zagranicznych, jak i krajowych.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku