Andrzej Stec: I co tu robić z pieniędzmi

Szczęśliwy, kto nie ma oszczędności. Głowa nie pęka mu od myślenia, jak uchronić ich wartość w czasach galopującej inflacji i innych plag.

Publikacja: 07.10.2021 21:00

Andrzej Stec: I co tu robić z pieniędzmi

Foto: Adobe Stock

Czasy stabilnych cen w Polsce minęły już dawno. Od niemal pięciu lat obserwujemy w danych statystycznych inflację. Co gorsza, coraz wyższą. O ile inflacja trzymana w ryzach, rzędu 2–3 proc., jest zdrowa dla gospodarki, o tyle wyższa niesie już ze sobą ofiary. Największym beneficjentem jest budżet państwa (rosną przychody z podatków), największym stratnym – gospodarstwa domowe, a zwłaszcza posiadacze oszczędności. Przez pięć ostatnich lat realna wartość jednego złotego spadła do ok. 80 groszy. Robiąc codzienne zakupy, można odnieść wrażenie, że jest jeszcze niższa. Rosnące koszty pracy czy ceny energii sprawiają, że prognozy na najbliższe kwartały nie są najlepsze. Szczyt wysokiej inflacji, która będzie nam towarzyszyć jeszcze długo, dopiero przed nami.

Czytaj więcej

Stopy procentowe w górę, raty kredytów też. Lokaty już niekoniecznie

Od miesięcy wiele osób głowi się, jak zainwestować zaskórniaki, aby przyniosły chociaż nominalny zysk. Nawet to nie jest łatwe. Najwięcej pieniędzy wciąż jest zamrożonych na śladowo oprocentowanych lokatach bankowych. Zaskakująca środowa decyzja Rady Polityki Pieniężnej o podniesieniu stóp procentowych (dotychczas Rada, a zwłaszcza stojący na jej czele prezes NBP, przed tym się wzbraniała) niewiele poprawi w tej kwestii – inflacja wciąż kilkakrotnie przewyższa odsetki.

Od kilku miesięcy rosną rentowności obligacji skarbowych, a więc spadają ich ceny. Wymuszają to najwięksi inwestorzy, którzy w cenie, jaką są gotowi zapła-cić, uwzględniają inflację i ryzyko podnoszenia stóp procentowych przez RPP. Problem w tym, że od tygodni straty przynoszą uważane powszechnie za „bez-pieczne" i popularne wśród Polaków fundusze obligacji skarbowych.

To, co się dzieje w kieszeniach i głowach oszczędzających, dostrzegają banki. – Musimy na czymś zarabiać – mówi znajomy z sektora finansowego, tłuma-cząc coraz częstsze telefony, które oszczędzający otrzymują od doradców bankowych z propozycją wyższych zysków, oczywiście przy wyższym ryzyku. W grę nie wchodzi bitcoin, bo to „zabawa" raczej dla młodszych inwestorów, lecz rynek akcji, krajowy lub zagraniczny. Ci odważniejsi, którzy przerzucili pieniądze na akcje wcześniej, kilka lat czy chociaż miesięcy temu, liczą zyski w dziesiątkach procent. Być może giełdowa prosperity jeszcze trochę potrwa, wszak każdą hossę kończył dotychczas dopiero szał zakupów i niemal pionowa linia w górę giełdowych indeksów. Konia z rzędem temu, kto przewidzi ten moment. Ale to, że obecna hossa, najdłuższa w historii, kiedyś się skończy, jest pewne. I nastąpi to z hukiem.

Co zatem pozostaje? Dla właścicieli zasobniejszych portfeli ratunkiem mogą być inwestycje w nieruchomości, a dla szerszego grona – obligacje skarbowe, których oprocentowanie zmienia się wraz z inflacją.

Czasy stabilnych cen w Polsce minęły już dawno. Od niemal pięciu lat obserwujemy w danych statystycznych inflację. Co gorsza, coraz wyższą. O ile inflacja trzymana w ryzach, rzędu 2–3 proc., jest zdrowa dla gospodarki, o tyle wyższa niesie już ze sobą ofiary. Największym beneficjentem jest budżet państwa (rosną przychody z podatków), największym stratnym – gospodarstwa domowe, a zwłaszcza posiadacze oszczędności. Przez pięć ostatnich lat realna wartość jednego złotego spadła do ok. 80 groszy. Robiąc codzienne zakupy, można odnieść wrażenie, że jest jeszcze niższa. Rosnące koszty pracy czy ceny energii sprawiają, że prognozy na najbliższe kwartały nie są najlepsze. Szczyt wysokiej inflacji, która będzie nam towarzyszyć jeszcze długo, dopiero przed nami.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację