Podatkowe półprawdy

Nie zmuszajmy najzdolniejszych do kombinowania, do tworzenia najróżniejszych kontaktów menedżerskich, samozatrudnienia, zastępowania prostych rozwiązań prawną fikcją – pisze główny udziałowiec i szef rady nadzorczej firmy jubilerskiej W. Kruk

Publikacja: 29.02.2008 00:38

Red

Wyjątkowe emocje budzi w Polsce podatek liniowy. Polacy podzielili się na gorących zwolenników i na jego równie zagorzałych oponentów. Szkoda tylko, że w tej dyskusji emocje i populizm biorą górę. A zwolennicy podatku nie potrafią pokazać społeczeństwu jego zalet, np. tworzenie nowych miejsc pracy. Należę oczywiście do gorących zwolenników tego rozwiązania i wcale nie dlatego, że jestem bogaty, tylko dlatego, że trochę znam się na ekonomii, na działaniu firm, problemach polskiej przedsiębiorczości i meandrach naszej transformacji. Ale najpierw spróbujmy obalić parę mitów.

Oponenci zwracają uwagę na dwa fakty. Pierwszy – że jest to podatek niesprawiedliwy, bo bogaci płaciliby mniej. Drugi, że to podatek niepotrzebny, bo 97 proc., a nawet 98,5 proc. płaci podatek według niższej skali, czyli nie 40 proc. czy 30 proc., tylko 19 proc. Niby prawda, że 1,5 proc. podatników płaci podatek według najwyższej stawki. Ale czy rzeczywiście mamy tylko tylu bogatych ludzi? Oczywiście, że nie.

Większość zamożnych podatników płaci podatki według innych zasad (znacznie wygodniejszych dla siebie), korzysta z wielu wyjątków od reguły. Są to przedsiębiorcy rolni, twórcy korzystający z 50-proc. odpisu na koszty uzyskania przychodu, czyli płacący nie 40 proc., a faktycznie 20 proc., przy niższych dochodach nie 19 proc., a 9,5 proc., korzystający z samozatrudnienia, wreszcie osoby fizyczne przedsiębiorcy i cała szara strefa unikająca opodatkowania.

PIT według trzystopniowej skali płacą właściwie tylko pracownicy najemni. Nie namawiam do podnoszenia podatków dla tych, którzy korzystają z tych ulg, tłumaczę tylko, dlaczego tak mało osób płaci najwyższy podatek. Trzeba obniżać dla wszystkich podatek do niższej skali, a nie skazywać tych, co uczciwie pracują na etatach, na kombinowanie lub dyskryminację. Mówi się, że osoby powracające z Irlandii zostaną zwolnione z wyższego podatku, ale tych bardziej zaradnych, którzy zostaną w kraju, fiskus złupi, czy to jest sprawiedliwe? Mam wątpliwości. W ten sposób dajemy przecież sygnał, że w kraju nie można się dorobić.

Dlaczego tak trudno przebić się z myśleniem, że koszty utrzymania państwa, pewnej daniny, powinniśmy płacić wszyscy według równych reguł, a nie tolerować system faworyzujący pewne grupy społeczne, czy spychający ambitnych do szarej strefy?

Rzecznik praw obywatelskich skierował do Trybunału Konstytucyjnego sprawę różnych wysokości składek płaconych do ZUS i KRUS, powołując się na sprawiedliwość społeczną i różne traktowanie obywateli. Czy przypadkiem nie mamy, lub będziemy mieli, do czynienia z podobnym problemem przy płaceniu podatku dochodowego, gdy Polacy pracujący za granicą będą w kraju płacić niższy podatek niż rodacy pracujący w Polsce.

Na liniowym zyskają najwięcej bogaci. Znowu prawda. Ale znowu nie do końca. Kogo interesuje, ile zarabia brutto? Liczy się to, co przyniesie do domu, co może przeznaczyć na wydatki. Reszta, czyli podatek i inne obowiązkowe składki, to de facto koszt firmy, czyli pracodawcy. Pracownik zarabia tyle, na ile jego pracę wycenia rynek i pracodawca. A ten przysłowiowy “zły” kapitalista umie liczyć i na pewno po obniżce podatku szybko znajdzie rozwiązanie, by “podzielić się” z pracownikiem tą oszczędnością, czyli część obniżki podatku trafi do kieszeni pracownika, a druga obniży koszty działania firmy.

Nawet, jeżeli pracodawca nie obniży w takiej sytuacji pensji lub jakiejś premii, to na pewno szybko nie będzie jej podnosić, a to przy rosnących w ostatnim okresie płacach szybko pozbawi tych dużo zarabiających tej dodatkowej korzyści.

Już na pierwszym roku ekonomii uczy się studentów o przerzucalności podatków, o tym, że ostatecznie podatek de facto płaci końcowy konsument. W cenie kupowanego dobra zawarta jest suma wszelkich podatków, opłat na rzecz państwa.

Jeśli ktoś umie być przedsiębiorczy, a jego praca staje się wysoko opłacalna, to budzi w nas niepokój i różne podejrzenia

Sprzedając jakiś wyrób czy usługę, przedsiębiorca musi w jego cenę wkalkulować wszystkie koszty, a więc także płace, podatki i wszelkie związane z pracą opłaty, a na końcu jeszcze jakiś godziwy zysk dla siebie i na dalszy rozwój firmy. Stąd myślenie kategoriami, że wysokie podatki są dowodem sprawiedliwości społecznej, bo bogaty musi więcej oddać społeczeństwu, są naiwne i wychodzą tylko naprzeciw populistycznym oczekiwaniom.

Faktycznie zwiększają koszt, tzn. cenę każdego wyrobu czy usługi, czyli w końcu i tak płaci za to zarówno bogaty, jak i biedny, po prostu konsument kupujący dany produkt.

Oponenci zwracają uwagę, że w innych krajach podatki są wyższe i tylko w krajach postkomunistycznych wprowadza się podatek liniowy. Dlaczego tak jest? To wymaga szerszego wyjaśnienia i zrozumienia zasad budowy gospodarki wolnorynkowej. W krajach zachodnich społeczeństwa przez lata dochodziły do dobrobytu. Bogactwo przechodziło z pokolenia na pokolenie, młodzi wchodzą w życie, korzystając z dorobku swoich rodziców, dziadków itp.

Dość powszechnie korzysta się z dorobku swojej rodziny, startuje się od razu ze zdecydowanie wyższej pozycji. Gospodarka jest zbudowana, różne duże i małe firmy istnieją od lat, często w rękach tej samej rodziny. Tam po prostu jest klasa średnia, swoista elita narodu, która poprzez swój talent, pracę tworzy dobrobyt.

Nie ma potrzeby gwałtownego przyspieszenia i gonienia świata, stąd można poprzez wyższe podatki (ale od zdecydowanie wyższych przychodów) prowadzić politykę prospołeczną. Jednocześnie słyszymy jednak o potrzebie ograniczenia takiej polityki, bo budżety tych krajów już nie wytrzymują tych wygórowanych i rozbudzonych przez populistów oczekiwań.

Coś jest w tym, że socjalizm najlepiej się buduje w bogatych krajach, które z czasem z tego powodu przestają być bogatymi, chociażby przez to, że rozwijają się zdecydowanie wolniej.

My Polacy rozpoczynaliśmy w 1989 r. budowę gospodarki wolnorynkowej – kapitalizmu bez kapitału, nasi rodzice, dziadkowie byli pozbawieni szans dorobienia się, socjalizm równał w dół i mało kto wkraczał w nową rzeczywistość z jakimś majątkiem. Zresztą jaki to mógł być majątek, willa “klocek”110 mkw., samochód Polonez czy Wartburg. I z tym porywaliśmy się na budowę nowej gospodarki. Dlatego właśnie stworzono najaktywniejszym obywatelom szanse na dokonanie pierwotnej akumulacji kapitału, że nie możemy karać najbardziej aktywnej części społeczeństwa, że musimy wyzwolić energię społeczną i przywrócić etos uczciwej, wysoko wynagradzanej pracy.

Polacy muszą uwierzyć, że mogą dorobić się swoją pracą, a nie tylko grą na giełdzie, przemytem, pracą za granicą czy w kraju na czarno itp. Umiemy być dumni z Małysza, piłkarzy, złotych medalistów. W parlamencie przegłosujemy dla nich stypendia i specjalne emerytury, nie zazdrościmy artystom i różnym twórcom, ale jak ktoś umie być przedsiębiorczy, a jego praca staje się wysoko opłacalna, to budzi w nas niepokój i różne podejrzenia. I dalej ciągnąć go w dół, wyzywać od oligarchów i podkładać kłody pod nogi.

Kogo naprawdę interesuje, ile zarabia brutto? Liczy się to, co przyniesie do domu, co może przeznaczyć na wydatki

Wydaje mi się, że zbyt łatwo odpuszczamy ten temat, mówiąc, że nie ma problemu, bo to dotyczy tylko nielicznej grupy podatników. Ale to właśnie pokazuje swoistą hipokryzję obecnego systemu podatkowego, gdzie większość zamożnej części społeczeństwa poradziła sobie z tym problemem. Bardziej lub mniej legalnie wykorzystując szeroko możliwości, jakie stwarza nasz system podatkowy.

Cierpią czy są “skubani” ci najuczciwsi, ci, co pracują na etatach, menedżerowie, wysokiej klasy specjaliści, pracownicy wielkich koncernów, międzynarodowych korporacji, gdzie nie ma pola do swobodnej interpretacji przepisów, gdzie istnieją ścisłe procedury i zasady pełnego przestrzegania prawa. Te firmy ponoszą wyższe koszty, gdyż płaca tych wysoko wykwalifikowanych pracowników obłożona jest 40-procentowym podatkiem.

Dziwi mnie, że nie umiemy, lub nie chcemy, zrozumieć tego problemu, zdaję sobie sprawę, że jest on politycznie delikatny, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Bogaci naprawdę nie płacą najwyższej stawki podatku.

Pozwólmy w końcu uczciwie zarabiać i się dorabiać, nie dyskryminujmy tej najpopularniejszej formy pracy, jaką jest praca najemna, praca na etacie. Nie zmuszajmy najzdolniejszych do kombinowania, do tworzenia najróżniejszych kontaktów menedżerskich, outsourcingu, samozatrudnienia, zastępowania prostych logicznych rozwiązań prawną fikcją.

Czy wyzwolimy się z tego tak charakterystycznego dla poprzedniej epoki myślenia, czy odejdzie w niebyt homo sovieticus, a zdominuje nasz kraj Polak otwarty na świat dążący do sukcesu, który nie boi się wyzwań globalnej gospodarki?

Jeżeli chcemy doganiać świat, musimy sobie z tym poradzić, na początek przestańmy zazdrościć tym, którzy swoim talentem, uczciwą pracą doszli do czegoś. Z korupcją i przekrętami walczmy w sądach, a nie próbujemy sami tych sądów zastępować.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Kredyt za drogi? Szymon Hołownia znalazł chłopca do bicia
Opinie Ekonomiczne
Trusewicz: O Bondzie co wybrał Rosję
Opinie Ekonomiczne
Marek Kutarba: Okręty podwodne ważniejsze od apache'ów
Opinie Ekonomiczne
Moja propozycja dla zespołu Brzoski: prywatyzacja przez deregulację
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak osuszyć ocean biurokracji i wyjść z cienia Ameryki
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”