Wyjątkowe emocje budzi w Polsce podatek liniowy. Polacy podzielili się na gorących zwolenników i na jego równie zagorzałych oponentów. Szkoda tylko, że w tej dyskusji emocje i populizm biorą górę. A zwolennicy podatku nie potrafią pokazać społeczeństwu jego zalet, np. tworzenie nowych miejsc pracy. Należę oczywiście do gorących zwolenników tego rozwiązania i wcale nie dlatego, że jestem bogaty, tylko dlatego, że trochę znam się na ekonomii, na działaniu firm, problemach polskiej przedsiębiorczości i meandrach naszej transformacji. Ale najpierw spróbujmy obalić parę mitów.
Oponenci zwracają uwagę na dwa fakty. Pierwszy – że jest to podatek niesprawiedliwy, bo bogaci płaciliby mniej. Drugi, że to podatek niepotrzebny, bo 97 proc., a nawet 98,5 proc. płaci podatek według niższej skali, czyli nie 40 proc. czy 30 proc., tylko 19 proc. Niby prawda, że 1,5 proc. podatników płaci podatek według najwyższej stawki. Ale czy rzeczywiście mamy tylko tylu bogatych ludzi? Oczywiście, że nie.
Większość zamożnych podatników płaci podatki według innych zasad (znacznie wygodniejszych dla siebie), korzysta z wielu wyjątków od reguły. Są to przedsiębiorcy rolni, twórcy korzystający z 50-proc. odpisu na koszty uzyskania przychodu, czyli płacący nie 40 proc., a faktycznie 20 proc., przy niższych dochodach nie 19 proc., a 9,5 proc., korzystający z samozatrudnienia, wreszcie osoby fizyczne przedsiębiorcy i cała szara strefa unikająca opodatkowania.
PIT według trzystopniowej skali płacą właściwie tylko pracownicy najemni. Nie namawiam do podnoszenia podatków dla tych, którzy korzystają z tych ulg, tłumaczę tylko, dlaczego tak mało osób płaci najwyższy podatek. Trzeba obniżać dla wszystkich podatek do niższej skali, a nie skazywać tych, co uczciwie pracują na etatach, na kombinowanie lub dyskryminację. Mówi się, że osoby powracające z Irlandii zostaną zwolnione z wyższego podatku, ale tych bardziej zaradnych, którzy zostaną w kraju, fiskus złupi, czy to jest sprawiedliwe? Mam wątpliwości. W ten sposób dajemy przecież sygnał, że w kraju nie można się dorobić.
Dlaczego tak trudno przebić się z myśleniem, że koszty utrzymania państwa, pewnej daniny, powinniśmy płacić wszyscy według równych reguł, a nie tolerować system faworyzujący pewne grupy społeczne, czy spychający ambitnych do szarej strefy?