Szefem największego producenta węgla koksującego w Europie, zatrudniającego 23 tys. ludzi, został w 2007 r. Branża nie wróżyła mu długiej kariery. Miał wtedy 37 lat.
Nigdy nie był szefem kopalni. Urodził się w Krynicy, przez lata pracował w Ministerstwie Gospodarki. Media ze stanowiska odwoływały go wielokrotnie. Także rok temu po 46-dniowym strajku w kopalni Budryk. Teraz w prima aprilis nie oszczędził go branżowy portal Nettg.pl, obwieszczając, że prezesurę w JSW obejmie Liliana Tahery, asystentka byłego górniczego ministra Pawła Poncyljusza (według górników „baba w branży to największy pech”).
Zagórowskiego to nie wzrusza. Był pierwszym z szefów spółek węglowych, który wprowadził plan antykryzysowy na 0,5 mld zł. Ale np. nie rezygnuje z inwestycji, na które JSW wyda w tym roku ponad 700 mln zł. Przejął co prawda spółkę wyprowadzoną na prostą (głównie przez Leszka Jarno), ale potem musiał zmierzyć się ze strajkiem w przejmowanym przez JSW Budryku i problemem za małego wydobycia węgla. Teraz walczy z kryzysem, gdy na zwałach JSW zalega ponad 1 mln ton węgla.
– Współpracuje się z nim dobrze. Ma łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Jest otwarty, śmiało wypowiada swoje poglądy. Świetny dyplomata. Jest też człowiekiem niezwykle zajętym, który chce reformować świat – mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW.
– Ale jak coś czasem chlapnie, to się nóż w kieszeni otwiera. Prywatnie rozmawia się z nim bezpośrednio, ale nie zawsze przenosi się to na negocjacje – uważa Wacław Czerkawski, wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce. Po opublikowaniu w „Rz” sylwetki prezesa Kompanii Węglowej Zagórowski powiedział np., że swoją widziałby... pisaną wierszem. – Miał wysoko postawioną poprzeczkę, ale i szczęście, że trafił do dobrze prosperującej JSW. Bo w Kompanii Węglowej to nie porządziłby trzy dni – dodaje Czerkawski.