Każdy rząd na świecie – przynajmniej w świecie cywilizowanym – pragnie dobra swoich obywateli, a czyż nie będzie ich dobrem możliwość zakupu niezbędnych leków jak najtaniej?
Okazjonalne – jak się wydaje – kłopoty z refundacją leków oraz na ich tle ogólna krytyka systemu refundacji legły u podstaw proponowanej przez ministra zdrowia nowej ustawy, zwanej refundacyjną. Dla każdego laika, ale również i dla każdego nabywcy leków, jest oczywistą oczywistością, iż obniżenie kosztu ich nabycia ułatwia dostęp do leczenia, zwiększa liczbę chorych mogących sobie pozwolić na leczenie i powoduje bardziej efektywne wykorzystanie środków NFZ.
Cóż więc otrzymujemy w projekcie nowej ustawy? Po pierwsze – projekt dopuszcza nagrody „skierowane do osób uprawnionych do wystawiania recept”, a przecież wręczenie lekarzowi – a on jest uprawniony do wystawienia recepty – korzyści materialnej powyżej 100 złotych jest karalnym przestępstwem!
Po drugie – przy standardowym podziale kosztów dla pacjenta na ten koszt składają się: cena producenta 70 proc., marża detalisty (apteka) 21 proc. i marża hurtownika 9 proc. Ustawa ogranicza nie koszty producenta (najwyższe w zestawieniu), ale marżę hurtownika, czyli koszty najniższe! To jest absolutna bzdura, ponieważ służy nie obniżce cen farmaceutyków, ale ochronie producentów. Czytaj – bogatych firm farmaceutycznych, zarówno zagranicznych, jak i polskich.
Przecież w przypadku leku kosztującego pacjenta 100 zł, obniżka kosztu producenta o 10 proc. oznacza obniżkę o 7 zł w koszcie producenta plus 2,1 zł obniżki marży detalisty (10 proc. od 21) oraz obniżkę marży hurtownika o 0,9 zł. W sumie 10 zł taniej. Obniżenie – jak chce projekt – urzędowej marży hurtownika z 9 do 5 proc. powoduje, iż pacjent oszczędzi zaledwie 4 zł!