W ciągu zaledwie 11 dni sierpnia. Im wyższa kwota uzbierana, tym uszczuplenie oszczędności jest większe. Liczba robi wrażenie. Nie oznacza jednak, że ponad 15 mln przyszłych emerytów straciło bezpowrotnie pieniądze. Wystarczy poprawa sytuacji na giełdzie, by zarządzający OFE zaczęli odrabiać te straty. Pierwsze światełko w tunelu było widoczne już wczoraj, gdy indeksy zaczęły rosnąć.
Jestem przeciwniczką straszenia milionów osób wizją niższej emerytury. Z dwóch powodów. OFE z założenia inwestują na rynku kapitałowym i z założenia raz będą zyskiwać, a raz tracić. Poza tym, zwłaszcza po zmniejszeniu składki, znaczenie części świadczenia pochodzącego z OFE, czyli kapitałowej części systemu emerytalnego, istotnie spadło. Według aktualnych zapisów w prawie docelowo ok. 80 proc. przyszłej emerytury będzie pochodzić z tego, co zostało zapisane i zwaloryzowane w ZUS, a reszta z tego, co przekazaliśmy do OFE i ich zysków.
Potrzebne są jednak zmiany w prawie, które będą chronić uzbierany przez nas kapitał, gdy wejdziemy w wiek przedemerytalny. Strata rzędu kilku czy nawet kilkunastu procent od kwoty odłożonej do dziś mniej boli niż ubytek od całości oszczędności odkładanych przez 20 – 30 lat. Wtedy to nie będzie tysiąc, ale kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Mam wciąż nadzieję, że odkładane od tylu już lat zmiany w działalności OFE, a zatem rozwiązania, które będą chronić kapitał klientów OFE w wieku przedemerytalnym, zostaną wreszcie przeprowadzone przez nowy rząd i wpisane na listę jego priorytetów. Zanim nadejdzie kolejna bessa.