Kto miał jeszcze złudzenia, że w Polsce stawia się na nowe technologie i w innowacjach widzi się sposób na to, by dogonić bogate państwa Zachodu, właśnie je utracił wraz z Polskim Ładem i dociążeniem podatkowym samozatrudnionych. To właśnie licznie pracujący w tym modelu specjaliści mają zapłacić za kolejne fajerwerki polityków. Dla tych ostatnich programista, deweloper gier czy inżynier danych są współczesnymi kułakami, a więc muszą zostać rozkułaczeni.
Owszem, jest co skubnąć, bo ci eksperci zarabiają więcej niż górnicy (co kłuje w oczy socjalistów z prawa i lewa), ale wynika to z ogromnego popytu na ich usługi. Stąd choćby średni wzrost w 2020 r. aż o 40 proc. poborów (to nie pomyłka!) inżynierów zajmujących się przetwarzaniem i selekcją danych. Tacy rozchwytywani specjaliści nie podłożą jednak głowy pod topór fiskusa, tylko poszukają sposobów na ominięcie dodatkowych obciążeń (w końcu nie tak trudno zostać rezydentem podatkowym, np. w Estonii) albo rozpoczną pracę w innych krajach, gdzie bardziej się ich docenia. W efekcie tego fiskus dodatkowych pieniędzy nie zobaczy.
Jak ostro różne kraje rywalizują o specjalistów z branż technologicznych, widać choćby na przykładzie Białorusi, skąd udało się przyciągnąć do Polski pokaźną rzeszę cennych pracowników, a także startupów. Teraz może się okazać, że cała ta praca poszła na marne. Spakują walizki i pojadą na Litwę czy Ukrainę.
Takie rzeczy, jak brutalne dociążenie specjalistów, mogli wymyślić tylko zatrudnieni na etatach politycy widzący gospodarkę jako zbiór fabryk z dymiącymi kominami i taśmami produkcyjnymi, w których pracownik podbija kartę o 8 rano i wychodzi o 16. Nie rozumieją pracy, która ma charakter kontraktów, często kilkumiesięcznych, i nieraz obejmuje wielu pracodawców. W końcu to tak, jakby poseł PiS – o zgrozo – po kilku miesiącach przechodził do lewicy i w tym samym czasie jeszcze głosował jak PO.
Na zmianach, które mają wejść w życie w 2022 r., ucierpią polskie firmy, których często nie stać – w przeciwieństwie do Google'a czy Amazona – by zatrudniać na etacie wysokiej klasy specjalistów. Co ciekawe, w przypadku gigantów nowych technologii, działających nad Wisłą, i płaconych przez nich podatków ci sami politycy są wyraźnie niedowidzący. Albo takich udają.