To nietypowa sytuacja, gdy rzekoma ofiara przypisuje oprawcy własne przewinienia. Robi przy tym dużo hałasu i oskarża osoby postronne, że nie widzą jej cierpienia. Pan prezes Zygmunt Solorz-Żak straszy planami zawłaszczenia przez zachodnie koncerny (Orange i T-Mobile) rzadkiego polskiego dobra, jakim są częstotliwości pozwalające na świadczenie usług szybkiego internetu LTE (chodzi o tekst „Polska bez kompleksów" z „Rz" z 17 lutego – właściciel Polkomtelu proponował w nim budowę wspólnej sieci LTE w Polsce – red.). Jego zdaniem konkurencja działa w zmowie przeciwko Polkomtelowi, który w starciu z międzynarodowymi konkurentami nie ma równych szans. Natomiast nadzorujące urzędy wszystkich instancji – UKE, UOKiK i rząd – nie reagują. Tymczasem sam właściciel Polkomtelu działa według zasady, którą wyznał już w 1994 r.: „Jedziemy przez pustynię na wielbłądzie. Gdy słyszymy, że do wielbłąda będą strzelać, dodajemy mu pasy i udajemy, że to zebra. Później z zebry można zrobić konia. I jedziemy dalej".
Właściciel Polkomtelu używa wielkich słów – powołuje się na narodowy interes, patriotyzm i dobro Polski. Moim zdaniem motywacją do tych deklaracji nie jest jednak zryw patriotyczny (oczywiście patriotyzmu nie odmawiam nikomu), lecz jak to najczęściej w biznesie bywa... pieniądze. Dramatyczne apele o wyrównanie szans to tylko zagrywka biznesowa, mająca na celu odwrócenie uwagi od rzeczywistej sytuacji. Moim zdaniem Grupa Polkomtel, oskarżając innych o zmowę, chce po prostu sama zachować faktyczny monopol na rynku LTE. I to tak długo, jak to tylko będzie możliwe.
Grupa firm zgromadzona wokół Polkomtelu dysponuje bowiem największym zasobem częstotliwości radiowych na polskim rynku. Wśród tych najbardziej wartościowych, tj. 900 i 1800 MHz, firmy te mają w sumie 43,2 MHz. Tymczasem Orange ma jedynie 16,4 MHz, T-Mobile – 28,6 MHz, a P4 – 20 MHz. W efekcie przez dwa lata, do ubiegłorocznego przetargu na pasmo 1800 MHz, Polkomtel (pod marką Plus) był faktycznym monopolistą na rynku LTE. Był jedyną firmą, która mogła świadczyć tę usługę. Dlatego głównym interesem, o który walczy dziś Grupa Polkomtel, jest utrzymanie swojej przewagi w posiadanych częstotliwościach.
Zakup Polkomtelu przez właściciela Polsatu był niewątpliwie brawurowym posunięciem. Ma on jednak swoją cenę. Jest nią konieczność spłacania co miesiąc gigantycznych rat za wielomiliardowy dług. Nie bez znaczenia jest tu także ogólna sytuacja telekomów, które działają obecnie na bardzo trudnym rynku. Opóźnienie przetargu na nowe częstotliwości, a co za tym idzie, wielusetmilionowych płatności do Skarbu Państwa, to dla właściciela Polkomtelu ogromna stawka. W jej imię warto zaatakować każdego, by osiągnąć swój cel. W pierwszej kolejności Polkomtel prowadzi kampanię „czarnego PR" wobec Orange i stworzonej spółki NetWorks!. Dowodem na to jest chociażby tekst pana prezesa Zygmunta Solorza-Żaka w „Rzeczpospolitej", z którym właśnie polemizuję.
Polski przedsiębiorca, ?ale czy polska firma?
Aby ochronić monopol świadczenia usług LTE, pan prezes wykorzystuje hasła „polski przedsiębiorca" czy „przyszłość Polski". Domagając się praw do jeszcze większej liczby częstotliwości, przywołuje emocjonalne argumenty, że oto polski przedsiębiorca jest dyskryminowany w starciu z francuską i niemiecką spółką. Zgodnie z jego słowami Polkomtel ma być ostatnią dużą polską firmą telekomunikacyjną. Jak można przeczytać w mediach, jest to o tyle zaskakujące, że właścicielem Polkomtelu jest spółka zarejestrowana w Sztokholmie, która z kolei jest zależna od spółki zarejestrowanej na Cyprze. Tego typu konstrukcja pozwala na niepłacenie w Polsce m.in. podatku od dywidendy czy zysku ze sprzedaży akcji.