Reklama
Rozwiń

Pieniądz z niczego

W oficjalnej teorii kreacji pieniądza w centrum zainteresowania jest klient i bezpieczeństwo depozytów. Historia z reguły zaczyna się od tego, że klient – pan Józio – przynosi do banku pieniądze, żeby założyć lokatę lub po prostu umieścić je na rachunku. Załóżmy, że to 100 tys. zł.

Publikacja: 17.05.2014 09:37

Pieniądz z niczego

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Jak tylko środki pojawią się w banku, bank zyskuje możliwość udzielenia nowego kredytu i przyjazny bankier udziela kredytu firmie pana Czesia, pomagając jej rozwinąć się i stworzyć nowe miejsca pracy. Przy czym nie udziela kredytu na 100 tys. zł, bo 2 proc. wartości depozytu pana Józia musi odprowadzić do banku centralnego w postaci tzw. rezerwy obowiązkowej. Więc pan Czesio dostaje 98 tys. zł kredytu.

Ale przecież pan Czesio nie trzyma tych pieniędzy w skarpecie, tylko np. deponuje w innym banku. I są one traktowane przez tamten bank jako nowy depozyt 98 tys. zł, więc z tych pieniędzy inny bankier udziela kredytu pani Celinie, np. na kupno nowego auta. Ale znowu kredyt jest nieco mniejszy, bo trzeba odliczyć 2 proc. rezerwy obowiązkowej. A pani Celina lokuje te środki w swoim banku.

Jaki jest efekt? Z początkowych 100 tys. zł powstało w sumie prawie 300 tys. zł nowych pieniędzy. Rozmnożyły się dzięki mechanizmowi rezerwy cząstkowej, czyli dzięki temu, że banki mają prawo tworzyć nowy pieniądz przez udzielanie nowych kredytów z otrzymanych depozytów, ale nie w pełnej wysokości. Muszą drobną cząstkę każdego depozytu odprowadzić do banku centralnego.

W tym schemacie twierdzi się, że aby akcja kredytowa szybko się rozwijała, potrzebne są depozyty, z których udzieli się nowych kredytów. Dlatego ludzie powinni oszczędzać w bankach, które z ich oszczędności udzielą kredytów firmom, by te się rozwijały i tworzyły nowe miejsca pracy. Piękne, ale niestety fałszywe.

W prawdziwym schemacie kreacji pieniądza w centrum jest nie klient, tylko bank. I chodzi nie o to, by pieniądze klienta były bezpieczne, tylko żeby bank zarobił jak najwięcej. Na początku bank decyduje, ile nowego pieniądza stworzy. Powstaje on wtedy, gdy kolejni ludzie, firmy lub rządy zadłużą się w banku. Więc bank opłaca telewizję, by reklamowała kredyty. Reklamy pokazują własny nowy dom, wspaniałe wakacje, nowy samochód. Wszystko na kredyt, prawie za darmo. Oczywiście zawsze na chwilę mignie drobną czcionką długi napis informujący, że kredyt nie jest za darmo, ale kto zdąży przeczytać z daleka 20 linijek napisanych czcionką wielkości trzech pikseli. Ludzie zachęceni reklamami zadłużają się na potęgę, a bank zarabia.

No dobrze, ale skąd bank bierze pieniądze, żeby wypłacić kredyty?  Trik polega na tym, że kredyt w jednym banku staje się natychmiast depozytem w innym banku i pieniądze zaczynają się rozmnażać.

Różnica między tym schematem, prawdziwym, a poprzednim jest następująca. W I schemacie najważniejsze były oszczędności ludzi, które muszą być bezpieczne, więc banki ostrożnie udzielają kredytów, a ich wartość jest ograniczona wielkością ulokowanych oszczędności. Natomiast w II – prawidłowym – schemacie o wielkości kredytów decydują banki, depozyty zaś powstają automatycznie z udzielonych kredytów. Zatem z czego powstaje nowy pieniądz? Prawidłowa odpowiedź brzmi: z niczego! Albo z widzimisię banków.

- prof. Krzysztof Rybiński profesor i rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie

Jak tylko środki pojawią się w banku, bank zyskuje możliwość udzielenia nowego kredytu i przyjazny bankier udziela kredytu firmie pana Czesia, pomagając jej rozwinąć się i stworzyć nowe miejsca pracy. Przy czym nie udziela kredytu na 100 tys. zł, bo 2 proc. wartości depozytu pana Józia musi odprowadzić do banku centralnego w postaci tzw. rezerwy obowiązkowej. Więc pan Czesio dostaje 98 tys. zł kredytu.

Ale przecież pan Czesio nie trzyma tych pieniędzy w skarpecie, tylko np. deponuje w innym banku. I są one traktowane przez tamten bank jako nowy depozyt 98 tys. zł, więc z tych pieniędzy inny bankier udziela kredytu pani Celinie, np. na kupno nowego auta. Ale znowu kredyt jest nieco mniejszy, bo trzeba odliczyć 2 proc. rezerwy obowiązkowej. A pani Celina lokuje te środki w swoim banku.

Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Sushi zamiast mieszkania?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Wielki zakład Europy o Indie
Opinie Ekonomiczne
Unia Europejska a Chiny: pomiędzy współpracą, konkurencją i rywalizacją
Opinie Ekonomiczne
Eksperci: hutnictwo stali jest wyjątkiem od piastowskiej doktryny premiera Tuska
Opinie Ekonomiczne
Joanna Pandera: „Jezioro damy tu”, czyli energetyka w rekonstrukcji