Bez lęku, za to z obowiązkowym zachwytem. Powinniśmy się więc zachwycić postępem, a więc i postępową, prawdziwie genderową i queerową rodziną.

Oto w Wielkiej Brytanii właśnie taka powstała. Dwóch panów – Daryl Lee (40 lat) i Luke Harris (50 lat) – od lat tworzyło jednopłciowy związek cywilny, a od jakiegoś czasu planowali jego uzupełnienie o dziecko (bo jak wiadomo, jest ono prawem i towarem). Początkowo dziecko miało być adoptowane, ale obydwaj panowie uznali, że lepiej je kupić od surogatki, a nawet od trzech. I tak się akurat złożyło, że wszystkie trzy panie urodziły od razu im dzieci. „Kiedy powiedzieliśmy członkom naszej rodziny, że będziemy mieli pierwsze dziecko urodzone z surogatki, byli zachwyceni, bo wiedzieli, że o tym marzyliśmy. Kiedy powiedzieliśmy im o drugim, byli zdumieni. A kiedy o trzecim, oszołomieni, lecz szczęśliwi" – opowiada Harris. Jedna z matek uzupełnia zaś ową wzruszającą historię wyznaniem, że „bardzo lubi być w ciąży", a o byciu surogatką marzyła od 11. roku życia.

Idąc dalej tropem wyznaczonym przez logikę postępu, dwóch homoseksualistów i trzy panie wykonujące pracę, która w istocie jest pewną formą prostytucji (czyli sprzedawania własnego ciała), a także matka jednej z surogatek, opiekująca się wszystkimi kobietami w trakcie ciąży (będąc w istocie czymś w rodzaju surogat-burdelmamy) powinni zawrzeć nowy, polia moryczny związek cywilny. Dzięki temu dzieci miałyby nie tylko dwóch tatusiów, ale od razu trzy mamusie i babcię w pakiecie. A oni wszyscy razem udowodniliby, że obce są im uprzedzenia czy przekonanie, iż człowiek rodzi się z jakąś konkretną płcią czy skłonnością seksualną.

Na razie tak daleko to nie zaszło, ale biorąc pod uwagę tempo, niebawem możemy przeczytać pierwszą tego rodzaju historię. Ja zaś wtedy dorzucę tylko: „A nie mówiłem?".

Autor jest redaktorem naczelnym telewizji Republika