Wystarczy wczytać się dokładnie w to, co tak naprawdę podpisali dziś w St. Petersburgu Rosjanie z Gazpromu z Niemcami z E.On, Austriakami z OMV i Holendrami z Shell. Jest tam „protokół ustaleń dotyczący współpracy". I ten protokół „odzwierciedla intencje stron, aby zrealizować projekt budowy dwóch gazociągów przez Morze Bałtyckie z Rosji do Niemiec".
Pomimo łamańców językowych łatwo pojąć, że Gazprom musiał w St.Petersburgu coś podpisać, by zadowolić swoich kremlowskich decydentów. A zachodnie koncerny też musiały coś podpisać, by nie naruszyć sankcji, ale zachować w dobrej kondycji swoje rosyjskie aktywa i dalej liczyć na dopieszczanie Kremla.
Tak więc obie strony podpisały protokół pobożnych życzeń i dobrych intencji, którymi jak wiadomo piekło jest wybrukowane. Przy czym nikt się do niczego nie zobowiązał, a wszyscy pozostali zadowoleni.
Realia są bowiem takie, że Gazprom nie ma pieniędzy na kolejne gazociągi, a Europa potrzebuje nie więcej, ale mniej gazu. Rosjanie budują teraz ogromny i bardzo drogi gazociąg do Chin; zaczęli też budowę Tureckiego Potoku, o którym w St. Petersburgu jakoś mało kto wspomina. Byłoby więc po prostu głupie, by pakowali się w kolejny bardzo drogi i niepewny projekt.
Jednak show must go on, a takim szoł jest właśnie petersburskie forum, szczególnie w momencie, gdy Unia decyduje się na przedłużenie sankcji. O tym jakie naprawdę są intencje zachodnich koncernów można się dowiedzieć z kolejnego komunikatu Gazpromu. Tym razem o dokumencie podpisanym z austriackim OMV. Jest on „niewiążący" i dotyczy „dalszych długoterminowych projektów biznesowych". Co to za projekty? Bynajmniej nie nowe rury Gazpormu w Europie. Austriacy są zainteresowani dostępem do złóż gazu pod Urengojem (Nadym, Syberia).