Tym też tłumaczą wiele swoich inicjatyw w polityce zagranicznej i gospodarczej. Na retoryce często się jednak kończy, bo Unia Europejska – co zwolenników PiS oburza, a krytyków napawa nadzieją – w niektórych obszarach swobodę działania krajowych władz mocno ogranicza.
Już w pierwszych miesiącach rządów PiS miało okazję się o tym przekonać i na tym na pewno się nie skończy. Teraz Bruksela ma zastrzeżenia do podatku od aktywów instytucji finansowych, jednego z flagowych pomysłów – na dodatek już uchwalonych – rządu Beaty Szydło.
Nie trzeba czekać na wyniki postępowania wyjaśniającego Komisji Europejskiej, by wiedzieć, że nowa danina kłóci się z zasadą równego traktowania konkurentów. Podatek ewidentnie dyskryminuje dużych kredytodawców względem małych, zagranicznych względem krajowych i prywatnych względem państwowych (obecnie tylko Banku Gospodarstwa Krajowego, ale to się może zmienić, bo zwiększanie udziału polskiego kapitału – czyli w praktyce państwa – w sektorze bankowym jest wysoko na liście priorytetów PiS).
Rząd na pewno nie zostanie przez Brukselę zmuszony do wycofania się z tej daniny, która ma być jednym ze źródeł finansowania programu Rodzina 500+. Może jednak zostać zobligowany do zmiany struktury podatku, aby nie zaburzał konkurencji w sektorze finansowym.
PiS może to odebrać jako kolejny unijny zamach na naszą suwerenność, ale może też potraktować jako szansę na wyjście z twarzą z chybionego pomysłu. Niezależnie bowiem od zastrzeżeń KE podatek może mieć wiele negatywnych skutków ubocznych – od ograniczenia podaży kredytów dla firm przez zwiększenie skłonności banków do ryzykownych zachowań po utrudnienie NBP prowadzenia polityki pieniężnej.