Reklama

Debata "Rzeczpospolitej": Podwodna broń osłoni Wybrzeże

Wyposażenie Marynarki Wojennej w trzy nowe okręty podwodne uzbrojone w dalekosiężne pociski manewrujące to jedno z najważniejszych wyzwań modernizacji armii. Kosztowne (10 mld zł) zbrojenia warto zaplanować z sojusznikami.

Aktualizacja: 02.11.2016 06:56 Publikacja: 01.11.2016 20:11

Bałtyk do akwen pozwalający doskonale wykorzystać atuty broni podwodnej. Pojawienie się w polskim ar

Bałtyk do akwen pozwalający doskonale wykorzystać atuty broni podwodnej. Pojawienie się w polskim arsenale nowych okrętów wyposażonych w rakietową broń precyzyjnego rażenia zmieni strategiczną sytuację w regionie – przekonywali uczestnicy debaty w redakcji „Rzeczpospolitej”.

Foto: Rzeczpospolita, Robert Gardziński

Sprawa zakupu nowej broni jest przesądzona, a gigantyczne fundusze – jak zapewnia Ministerstwo Obrony Narodowe – zostały zarezerwowane. Pojawienie się w polskim arsenale nowych okrętów podwodnych wyposażonych w rakietową broń precyzyjnego rażenia zmieni strategiczną sytuację nie tylko na Bałtyku, ale także w całym regionie.

Jednak inwestycje w podwodny oręż to zarazem ogromne, skomplikowane przedsięwzięcie przemysłowe, zwłaszcza w sytuacji, gdy rodzime stocznie nie mają żadnych doświadczeń technologicznych i produkcyjnych w tej dziedzinie.

Podczas debaty „Strategiczna inwestycja w okręty podwodne. Szanse dla polskiego przemysłu. Dylematy, które należy rozstrzygnąć" w redakcji „Rzeczpospolitej" o przygotowaniach do polskiego morskiego wyścigu zbrojeń dyskutowali przedstawiciele kierownictwa MON, wojskowi, eksperci. Swoje doświadczenia przedstawili norwescy sojusznicy, którzy też planują wymianę podwodnej floty i proponują Polsce współpracę w tej dziedzinie.

Skuteczne odstraszanie

Jakich okrętów podwodnych potrzebuje dziś polska marynarka? W którym momencie przygotowań do pozyskania strategicznej i wyjątkowo kosztownej broni jesteśmy – pytał uczestników prowadzący debatę Marcin Piasecki, redaktor „Rzeczpospolitej".

Bartosz Kownacki, wiceminister obrony odpowiadający w MON za modernizację armii i zakup sprzętu wojskowego, potwierdził, że rząd jest już w zaawansowanej fazie przygotowań do zamówienia okrętów podwodnych. Ma przy tym świadomość, iż mierzy się z ogromnym przedsięwzięciem (koszt pozyskania trzech jednostek to ok. 10 mld zł), którego istotną częścią będzie pakiet przemysłowy, czyli konieczność stworzenia warunków do technologicznej współpracy przyszłego dostawcy-producenta podwodnej broni i polskich stoczni.

Reklama
Reklama

Min. Kownacki zapewnił, że Polska jest zdecydowana zamówić jednostki w pełni operacyjne, uzbrojone w broń ofensywną: rakiety manewrujące o zasięgu co najmniej tysiąca kilometrów, tak by dysponować bronią realnego, rzeczywistego odstraszania.

– Ponieważ pierwsze dostawy nowego i wyjątkowo skomplikowanego sprzętu można prognozować najwcześniej na 2024 r., a obecnie eksploatowane okręty są u kresu sprawności technicznej, musimy mieć rozwiązanie pomostowe, które umożliwi utrzymanie zdolności bojowych marynarki i kompetencji załóg – podkreślał Kownacki.

Wiceminister nie ma wątpliwości, że wszelkie podejmowane do tej pory próby skoordynowania wspólnych zakupów okrętów podwodnych z „norweskimi przyjaciółmi i sojusznikami" mają sens i są korzystne dla obu stron.

Uzgadniane z Norwegami potencjalne zamówienie na siedem okrętów podwodnych może przynieść korzyści finansowe, a przede wszystkim zmusi do większej elastyczności w negocjowaniu pakietu przemysłowego samych producentów. Bartosz Kownacki zastrzega, że podjęcie współpracy polsko-norweskiej w sprawie broni podwodnej – nawet jeśli nie przesądza o ostatecznym rezultacie tej kooperacji – już teraz, w okresie przygotowań do transakcji, korzystnie oddziałuje na wszystkich uczestników rynku.

Norweska droga

Korzyści ze współpracy są jasne również dla Norwegów. Morten Tiller, dyrektor generalny i ds. uzbrojenia w norweskim Ministerstwie Obrony, zapewnia, że możliwa jest koordynacja programu z Polakami lub Holendrami i kooperacja w ramach tego strategicznego projektu morskiego. Zdaniem dyr. Tillera współpraca wzmacnia partnerów i pozwala na skuteczniejsze negocjacje warunków zakupu okrętów podwodnych.

– Gdy wspólny projekt odniesie sukces, razem będziemy czerpać korzyści ze znaczących oszczędności, zwłaszcza w obszarze szkoleń, utrzymania, logistyki i dostaw części zamiennych przez kilka dekad użytkowania okrętów – mówił Morten Tiller.

Reklama
Reklama

Norwegia rozpoczęła projekt pozyskiwania nowych okrętów podwodnych w 2007 r. Po dogłębnej analizie rząd zdecydował o zakupie nowych, sprawdzonych okrętów podwodnych od doświadczonego producenta. Pod uwagę brane są francuskie stocznie DCNS lub niemieckie Thyssen Krupp Marine Systems. Dostawca zostanie najprawdopodobniej wybrany w przyszłym roku.

Jak podkreśla Morten Tiller, współpraca przemysłowa jest bardzo ważna, ale rząd nie będzie zabiegał o udział krajowych firm w bezpośredniej budowie okrętów podwodnych.

Norwegia produkuje nowoczesną broń i rozwija możliwości przemysłu zbrojeniowego, ale nie planuje wejścia w budowę okrętów – twierdzą władze w Oslo. To nie wyklucza jednak chęci współpracy norweskiego Ministerstwa Obrony z dostawcą i jego krajem.

– Jesteśmy zainteresowani takim producentem okrętów podwodnych, który wykorzysta nasze szerokie doświadczenie w zakresie wojskowych urządzeń hydrologicznych: sonarów, podwodnych sensorów, bezzałogowych pojazdów morskich, a także zaawansowanych systemów zarządzania walką – podkreśla dyrektor Tiller.

Jego zdaniem Norwegia oczekuje współpracy przemysłowej równoważącej wydatki kraju na zakup okrętów podwodnych. – Wiemy, że kooperacja przemysłowa będzie korzystna dla innych obszarów, w których norweski sektor obronny dysponuje już konkurencyjnymi produktami. Dostęp do rynku dla norweskiego sprzętu na pewno będzie dodatkowym argumentem na rzecz potencjalnych dostawców w negocjacjach z zagranicznymi partnerami – mówi Morten Tiller. Podkreśla zarazem różnice z Polską w zakresie oczekiwań dotyczących podwodnej broni.

Norwegia nie zdecydowała dotąd o wyposażeniu przyszłych okrętów w rakiety manewrujące dalekiego zasięgu. – Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że nowe jednostki będą służyć do około 2060 r. Musimy zatem stworzyć elastyczne plany, aby w przyszłości sprostać zagrożeniom. Zarówno francuskie, jak i niemieckie okręty podwodne, których zakup rozważamy, będą przygotowane do przenoszenia rakiet. Potencjalna, przyszła inwestycja w pociski manewrujące dalekiego zasięgu będzie musiała jednak być poddana oddzielnej analizie. Jeśli norwescy politycy podejmą taką decyzję na dalszym etapie, będzie to oddzielny projekt zbrojeniowy – podkreśla dyrektor Tiller.

Reklama
Reklama

Praca dla stoczni

Polski wiceszef resortu obrony podnosił, że ograniczone oczekiwania przemysłowe Norwegów przy ewentualnej realizacji koncepcji wspólnych zamówień na okręty działają na naszą korzyść.

Kownacki: – Obecne władze w Warszawie są zdeterminowane, aby przy okazji wielkich zakupów wojskowych tworzyć miejsca pracy w kraju i, co nie mniej istotne, budować przemysłowe i biznesowe relacje z zagranicą.

– Uważamy, że ścisłe gospodarcze powiązania i wspólne interesy, choćby wymiana technologiczna i korzystny dla wszystkich zainteresowanych eksport sprzętu na rynki trzecie, umacnia bezpieczeństwo Polski tak samo solidnie, jak zamówione za miliardy nowe okręty stojące w naszych portach – argumentował polski wiceminister.

Kontradmirał w stanie spoczynku Stanisław Kania, obecnie analityk militarny, były dowódca okrętu podwodnego, a potem szef szkolenia Marynarki Wojennej, radził, by planując zakupy jednostek podwodnych, koncentrować się nie tylko na pożytkach ze stoczniowych inwestycji przemysłowych, ale też na jakości zamawianej broni.

– Z 25 lat mojej praktyki wynika, że Bałtyk, jak żaden inny akwen, pozwala wykorzystać wszystkie walory broni podwodnej. Koniecznie należałoby je wzmocnić przez wyposażenie nowych okrętów w broń rakietową – pociski manewrujące i najnowsze systemy napędowe działające bez dostępu powietrza – przekonywał.

Reklama
Reklama

Jego zdaniem za rozwiązanie optymalne należałoby uznać zapewnienie rodzimym przedsiębiorcom i spółkom technologii i kompetencji do remontowania i serwisowania okrętów w polskich stoczniach.

Podwodna strategia

Komandor rezerwy Krzysztof Marciniak, były szef zarządu planowania rozwoju Marynarki Wojennej i współtwórca programu operacyjnego zwalczania zagrożeń na morzu w l. 2013–2022, a obecnie wykładowca Akademii Marynarki Wojennej, zwracał uwagę, że polscy decydenci powinni jednoznacznie przesądzić, czy przyszła broń podwodna ma mieć zastosowanie ofensywne czy raczej obronne. Przypominał też, by w procesie wyposażania sił morskich w okręty podwodne nie uzależniać zakupów strategicznej broni, wzmacniającej zdolności bojowe polskiej floty na Bałtyku, od wyposażenia jednostek w rakiety manewrujące.

– I bez tych pocisków możliwości oddziaływania sił podwodnych nawet na cele nabrzeżne są nie do przecenienia – przekonywał Marciniak.

– Podoba mi się w tym względzie podejście Norwegów, którzy nie uzależniają nabycia nowych okrętów od rezultatu skomplikowanych, politycznych negocjacji w sprawie dostaw skrzydlatych pocisków z rządami we Francji czy USA, czyli w krajach potencjalnych producentów i dostawców, ale zawczasu chcą przygotować nowe jednostki do przenoszenia rakiet. My powinniśmy zrobić to samo – radził komandor Marciniak.

Jacek Bartosiak, ekspert militarny Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, przekonywał, że kluczowe dla przyszłości podwodnej floty będzie stworzenie przemyślanej strategii jej użycia.

Reklama
Reklama

– Okręty podwodne to nie tylko platformy do przenoszenia dalekosiężnych, strategicznych pocisków – mówił.

Zdaniem analityka współczesne technologie pozwalają wykorzystywać podwodny oręż na wiele sposobów: jako doskonały środek rozpoznania i wywiadu elektronicznego, mobilne centrum zarządzania flotą podwodnych robotów, a także np. jako znakomitą platformę ofensywnego minowania.

– Właśnie ten tradycyjny wydawałoby się sposób paraliżowania ruchów wroga na morzu w specyficznych warunkach Bałtyku może być nadzwyczaj skuteczny – podkreślił Bartosiak.

Opinie Ekonomiczne
Jacek J. Wojciechowicz: Czy powinniśmy obawiać się sztucznej inteligencji?
Opinie Ekonomiczne
Czy rynek może uratować przyrodę?
Opinie Ekonomiczne
Valdis Dombrovskis: UE zmienia kurs i słucha głosu przedsiębiorców
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Połowa lata
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Gospodarka w zmienionym rządzie Tuska ważna, ale nie najważniejsza. Szkoda
Reklama
Reklama