Aktualizacja: 11.01.2017 18:00 Publikacja: 11.01.2017 18:00
Foto: materiały prasowe
Rz: Rok 2016 przyniósł sporo niespodzianek na światowych rynkach. Czego możemy się spodziewać w tym roku?
Szymon Borawski-Reks: To prawda, ubiegły rok był dość obfity w różnego rodzaju wydarzenia. Co za tym idzie, obserwowaliśmy sporą zmienność na rynkach finansowych. Mieliśmy dołki i dynamiczne odbicie na rynku surowców na początku roku, letni szczyt na rynku obligacji skarbowych (ujemna rentowność 10-letnich obligacji niemieckich). Doszło też do rozszerzenia programu QE przez Europejski Bank Centralny, do referendum w Wielkiej Brytanii oraz zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Wydaje mi się, że wydarzenia, które nas czekają w 2017 r., czyli głównie wybory w kilku krajach europejskich i start procedury tzw. Brexitu, nie powinny mieć już tak dużego wpływu na rynki jak wspominane wydarzenia z 2016 r. Oczywiście zawsze coś nowego może inwestorów zaskoczyć, ale tak to już jest, że pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Zresztą zauważmy, jak inwestorzy reagowali na zeszłoroczne wydarzenia. Po niespodziewanych rozstrzygnięciach akcje np. mocno zyskiwały na wartości.
GUS opublikował właśnie dane na temat stanu polskiej gospodarki w II kwartale. I nie są to wcale dane bardzo optymistyczne, choć na pierwszy rzut oka mogą się takie wydawać.
Raty kredytów wyższe nawet o połowę? Choć prawdopodobieństwo takiego scenariusza nie jest dziś wysokie, nie jest on jednak niemożliwy.
Homo oeconomicus zaczął być prezentowany jako „bezduszna" i „agresywna" maszyna do kalkulowania kosztów i korzyści, działająca wedle zasady, że ekonomiczny cel, czyli maksymalizacja własnych korzyści, uświęca środki.
Nikt od 20 lat tak bardzo nie nakręcił wzrostu cen w Polsce, jak pandemia pod rękę z lekceważącą inflację Radą Polityki Pieniężnej.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Analiza skutków rządów 50 populistycznych liderów, w różnych okresach i krajach, wykazała, że ich ambitne plany kończą się nieodmiennie trwałym spowolnieniem wzrostu.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas