Albo zasygnalizują ustąpienie pierwszeństwa tylko po to, by nagle dodać gazu i wbić się w nasz bok. Okazuje się jednak, że identyczną zasadę powinno się stosować w kontaktach z ministerialną administracją!
Przekonało się o tym dwóch założycieli pewnej młodej polskiej firmy. Wymyślili oni naszpikowaną elektroniką maskę służącą do monitorowania i poprawiania jakości snu. Przyrząd pomocny dla osób wymagających więcej niż wygodna poduszka, aby się dobrze wyspać. Zaprojektowali ją w Polsce i tu wyprodukowali, zdobyli w notyfikowanej jednostce (certyfikującej zarówno wyroby medyczne, jak i konsumenckie) deklarację zgodności z dyrektywą europejską CE. Jak każdy młody biznes napotkali również wiele przeszkód.
Władza od dawna trąbi o tym, że przedsiębiorcy mają być motorem rozwoju. A ci innowacyjni, szukający najnowszych technologii – to już creme de la creme! Władza podobno ich kocha i będzie wspierać jak może. Młodzi biznesmeni uwierzyli w te zapowiedzi i napisali do Ministerstwa Rozwoju. Wyliczyli, że rozwijają produkcję, jednak potrzebują przyspieszenia we wdrażaniu i upowszechnianiu produktu. Zwrócili się też o wsparcie badań klinicznych w Instytucie Psychiatrii i Neurologii, bo maskę można wykorzystać do leczenia.
A co zrobił urzędnik Ministerstwa Rozwoju, resortu, który ma być pionierem nowego podejścia do innowacyjnych przedsiębiorców? Nawet nie odpowiedział. Nie dopytał o żadne szczegóły – po prostu przesłał pismo do... Ministerstwa Zdrowia! Mimo że prośba dotyczyła wsparcia ekonomicznego i organizacyjnego. Zapewne urzędnik zauważył w piśmie zwrot „maska do leczenia". Jego umysł zadziałał zgodnie z zasadą Polski resortowej – jak trzeba coś zrobić, to najlepiej podrzucić komuś innemu jak kukułcze jajo i kłopot z głowy.
Resort zdrowia także zasadę Polski resortowej ma w małym palcu. Piórem pani Kamili Malinowskiej z Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji (sprawdziłem – zapewniam, nie należy do mojej rodziny i to jedyna dobra informacja w całej tej historii) sprowadził biznesmenów na ziemię. Było to twarde lądowanie. Pani Malinowska sprawę wsparcia produkcji zbyła stwierdzeniem, że to nie jest zadanie resortu zdrowia. Poza tym z miejsca uznała maskę za wyrób medyczny! Chyba na podstawie fusów po kawie, bo twórcy maski uzyskali certyfikat CE dla zwykłego urządzenia konsumenckiego – jak np. przyrząd do masażu stóp – a nie medycznego, jak chociażby aparat do rezonansu magnetycznego! Jeśli miała wątpliwości, to dlaczego nie zapytała autorów? Zamiast tego – i to jest prawdziwa bomba – pogroziła palcem, przywołując przepisy karne regulujące „odpowiedzialność podmiotów, które wprowadzają do obrotu (...) wyroby medyczne niezgodnie z wymaganiami ustawy". I dodała, że już powiadomiła prezesa Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych „o sprawie".