Ale przecież osoby decydujące się na pozostanie na urlop w kraju mogą wybierać już nie tylko między Bałtykiem i nie mniej zatłoczonymi górami. Przybywa zwolenników innego typu wypoczynku, dla których all inclusive to istny dopust boży i przedsionek piekieł.
Czy na wyczekiwane przez rok wakacje warto się pchać do niemiłosiernie zatłoczonych miasteczek, które w większości nie są na taki najazd przygotowane? Nie chce im się inwestować w bazę hotelową czy gastronomiczną, skoro sezon trwa w porywach trzy miesiące, i to jak dobrze pójdzie. Wszędzie zatem są kolejki, bo personelu za mało itp. Standardy też mocno niedzisiejsze – jak samodzielne odbieranie dań w restauracji, a do tego plastikowe sztućce. Słowem, standardy jak w stołówce kolonijnej.