Wszystko wskazuje na to, że zapowiadane podwyżki dla pracowników niemedycznych nie zostaną zrealizowane. Ministerstwo Zdrowia, obawiając się, że budżet nie wytrzyma obciążenia wyższymi pensjami, stara się odsunąć decyzje o ich przyznaniu. Teraz, zamiast o kwotach, chce rozmawiać o dodatkowych urlopach dla lekarzy i pielęgniarek.
W lutym „Rzeczpospolita" jako pierwsza opisała projekt rozporządzenia, w którym resort gwarantował minimalne wynagrodzenie wszystkim pracownikom szpitali. Regulacje miały objąć także wykonujących tzw. zawody niemedyczne, czyli salowe, sprzątaczki czy laborantów. Ale gdy wpłynęły opinie partnerów społecznych, resort zaczął się wycofywać rakiem.
– Dokonaliśmy analizy propozycji partnerów społecznych i skutki każdej z nich są wielomiliardowe. W wyniku zmiany, jaka zaszła w Ministerstwie Zdrowia, zmieniło się także podejście do kwestii wynagrodzeń – mówiła podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko. Dodała, że wyższe pensje są tylko jednym ze składników wynagrodzenia, a do pracy w szpitalach można zachęcać także przywilejami. – To mogą być dodatkowe urlopy czy stypendia – mówiła wiceminister zdrowia.
To nie spodobało się związkom zawodowym. Zdaniem Marii Ochman, przewodniczącej ochrony zdrowia NSZZ Solidarność, to gra na czas. Postępowanie resortu niepokoi też rezydentów, którzy na początku lutego podpisali z ministerstwem korzystne dla lekarzy porozumienie.
– Zamiast konkretów w sprawie wynagrodzeń proponuje się związkom zawodowym „szerszy kontekst", czyli stypendia ze środków unijnych dla pielęgniarek, które zaczynają pracę. To pokazuje, że na podwyżki nie ma pieniędzy i Ministerstwo Finansów liczy, że uda się przegadać związki zawodowe – ocenia Damian Patecki, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów.