Reklama
Rozwiń
Reklama

Kardiolodzy interwencyjni przeszacowali jak frankowicze

Bolesław Piecha, europoseł, były wiceminister zdrowia

Aktualizacja: 29.03.2017 10:22 Publikacja: 29.03.2017 08:52

Kardiolodzy interwencyjni przeszacowali jak frankowicze

Foto: 123RF

Rz: Obecna ustawa o sieci szpitali znacznie się różni od tej, którą współtworzył pan za czasów ministra Religi.

Bolesław Piecha: Idea jest zbieżna: wzmocnić rolę państwa w systemie opieki zdrowotnej. Wszystkie nowoczesne systemy ochrony zdrowia w Europie opierają się na protekcjonizmie państwa i wiadomo, że wolny rynek się tu nie sprawdzi. My sieć budowaliśmy oddolnie, opierając ją na województwach, wśród których pozytywnie wyróżniało się od lat zdominowane przez Platformę pomorskie. Minister Radziwiłł woli rozwiązania centralne. Różnimy się w szczegółach, ale to w nich tkwi diabeł.

W których konkretnie?

Kłopotem są zakusy lobbystyczne niektórych grup lekarzy czy dyrektorów placówek, by tę sieć rozszerzać na kolejne typy lecznic. Na przykład na jednoprofilowe szpitale kardiologii interwencyjnej. Niestety, od pierwszych rozmów o sieci szpitali w 2006 r. upłynęło dziesięć lat wolnoamerykanki, kiedy inwestorzy szukali różnych możliwości ulokowania pieniędzy w ochronie zdrowia i uzyskania renty. Głównymi dziedzinami stały się diagnostyka onkologiczna i kardiologia interwencyjna. Inwestorzy zauważyli, jak łatwo przekonać polityków i Narodowy Fundusz Zdrowia, że nie można limitować wydatków na leczenie zawałów serca. Teraz, gdy ustawą próbuje się im odciąć dostęp do środków publicznych, protestują, i wcale im się nie dziwię.

Jako jeden z nielicznych. Kardiolodzy interwencyjni wydają się negatywnym bohaterem obecnego kierownictwa resortu zdrowia.

Reklama
Reklama

Protestują, bo odcina im się źródło pewnego dochodu. Zainwestowali miliony, przyczyniając się przy okazji do rozwoju kardiologii interwencyjnej, co uplasowało Polskę na jednym z pierwszych miejsc w Europie. Teraz okazuje się, że nie mogą liczyć na tak szybki zwrot z inwestycji. Dziwię się jednak, że jako kapitaliści nie uwzględnili ryzyka. Nikt nie obiecywał, że zawsze będzie świecić słońce. Przeszacowali, podobnie jak frankowicze.

I co teraz? Stracą?

Jestem pewien, że sobie poradzą, najwyżej ich zysk nie będzie tak wysoki, jak się spodziewali. Nie ma obawy, że zabiorą sprzęt i wyjadą np. na Ukrainę, bo doskonale wiedzą, że zarobić można tylko tam, gdzie za usługi zdrowotne płaci państwo.

Przeciwnicy sieci, wśród nich poseł PiS Andrzej Sośnierz, twierdzą, że odcięcie szpitali prywatnych od pieniędzy z NFZ i budżetowe finansowanie szpitali pogorszy jakość.

Posła Sośnierza znam od lat i w wielu kwestiach się z nim zgadzam. Uważam jednak, podobnie jak decydenci większości krajów UE, że najdroższa część systemu, czyli szpitale, powinna tworzyć mniej lub bardziej formalne sieci jednostek, które odpowiadają za bezpieczeństwo obywateli. Zwłaszcza gdy pieniędzy jest mało, bo od 25 lat nakłady na ochronę zdrowia utrzymują się na poziomie 4,5 proc. PKB. Bardziej niż uwagi polityków interesuje mnie jednak głos samych pacjentów, który w ogóle nie został uwzględniony podczas prac nad ustawą. Politycy patrzą często na organizacje pacjenckie jak na lobbystów firm farmaceutycznych, a tak nie jest. Ustawicznie się szkolą i bazują nie tylko na wiedzy, ale i doświadczeniach. Na pewno pomogliby w pracach nad ustawą. —rozmawiała Karolina Kowalska

Prawo w Polsce
Zmowa przetargowa Budimexu. Wyrok może utrudnić walkę o kolejne kontrakty
Sądy i trybunały
Co dalej z Trybunałem po wyroku TSUE? Setki orzeczeń do podważenia
Praca, Emerytury i renty
Planujesz przejść na emeryturę w 2026 roku? Ekspert ZUS wskazuje dwa najlepsze terminy
Internet i prawo autorskie
Masłowska zarzuca Englert wykorzystanie „kanapek z hajsem”. Prawnicy nie mają wątpliwości
Edukacja
Pisownia na nowo. Co zmieni się w polskiej ortografii od przyszłego roku?
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama