2,5-letnia Dominika zmarła 27 lutego w łódzkim szpitalu. Karetka pogotowia do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem. Wcześniej jej matka próbowała wezwać pogotowie, jednak lekarz, zgodnie z jej słowami, uznał, że jest to niepotrzebne.
Skierniewicka prokuratura prowadzi śledztwo od piątku. Według prokuratury, z pierwszej rozmowy przeprowadzonej w poprzednią niedzielę ok. godz. 22 wynika, że matka szczegółowo informowała dyspozytorkę o stanie dziecka. Mówiła m.in., że dziewczynka od poprzedniego dnia gorączkuje, a od trzech godzin ma biegunkę, dreszcze i drgawki. Kobieta podała też informację, że dziecko jest pod opieką neurologa.
Dziś rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania poinformował o wynikach sekcji zwłok. - Stwierdzono obrzęk mózgu, ale nie ustalono dlaczego do niego doszło. Tym samym na razie nieznana pozostaje przyczyna zgonu dziecka - powiedział. Dodał, że według biegłego konieczne będzie przeprowadzenie badań histopatologicznych, prawdopodobnie zlecone zostaną także badania toksykologiczne.
Kopania poinformował też, że w poniedziałek zaplanowano przesłuchanie siedmiu osób. Wśród nich są m.in. matka dziewczynki, szef prywatnej placówki, która świadczy w Skierniewicach nocną i świąteczną pomoc medyczną oraz lekarz, który pełnił w niej dyżur. Śledczy chcą także przesłuchać lekarza, który badał dziecko oraz trzy osoby z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, w tym dyspozytora pogotowia.
Przesłuchany został już lekarz, który krytycznego dnia pełnił dyżur w punkcie nocnej i świątecznej pomocy. Według śledczych uchylił się on od odpowiedzi na pytania dotyczące szczegółów rozmowy z matką dziecka i zaleceń, jakie przekazał.