Negocjacje z urzędnikami resortu zdrowia w sprawie wynagrodzenia za usługi wynikające z pakietu onkologicznego robią się coraz bardziej napięte. Lekarze grożą, że nie podpiszą umów z NFZ na 2015 r.
Kością niezgody jest m.in. kwota, jaką minister zdrowia zaproponował na badania. To 350 mln zł rocznie. Już od stycznia lekarze pierwszego kontaktu będą mieli prawo wykonywać pacjentom echokardiografię czy USG klatki piersiowej, aby wykryć nowotwór.
– Minister nie przeznacza jednak dla nas żadnych dodatkowych pieniędzy. 350 mln zł to kwota, za jaką specjaliści w poradniach wykonują takie badania. Zamiast nich zaczniemy je robić my – informuje Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego. Zaznacza, że jest niewystarczająca. Lekarze raczej nie mają w przychodniach sprzętu, np. do echokardiografii, i będą ją musieli zlecać. A ta kosztuje od 80 do 150 zł.
Jednocześnie minister chce zlikwidować wyższe wynagrodzenie za leczenie diabetyków i osób powyżej 65. roku życia. O ile za każdego pozostałego pacjenta lekarze dostawali co miesiąc z NFZ ok. 9 zł, o tyle za każdą osobę z tych dwóch grup fundusz płacił trzy razy tyle. Jeśli oczywiście taki pacjent przyszedł po poradę. Jacek Krajewski przyznaje, że zlikwidowanie wyższej stawki będzie demotywujące.
Podobnie jak wynagrodzenie za kartę onkologiczną. Czyli dokument, jaki medycy rodzinni wystawią już w styczniu pacjentowi, u którego podejrzewają nowotwór. Skierują go tym samym na szybkie leczenie specjalistyczne. Resort zdrowia zaproponował, że jeśli założą taką kartę pięciu pacjentom, a chociaż u jednego potwierdzi się diagnoza nowotworu złośliwego, to NFZ zapłaci 107 zł. Jeśli natomiast lekarz założy 15 takich kart, a specjalista potwierdzi nowotwór u jednego z pacjentów, to otrzyma –14 zł. Lekarze rodzinni mają sprawozdawać liczbę założonych kart onkologicznych do NFZ.