W porozumieniu kończącym protest lekarski, które na początku 2015 r. przedstawiciele Porozumienia Zielonogórskiego podpisali z ministrem zdrowia, znalazł się zapis, w którym Bartosz Arłukowicz zobowiązał się powołać instytucję koronera. Miało się to stać za sprawą nowelizacji ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych. Tymczasem projektu noweli ustawy jak nie było, tak nie ma.
– Nie zanosi się na to, by minister zdążył przed wyborami wywiązać się z tych obietnic. Nie widać, by w resorcie trwały prace nad zmianą ustawy. A kłopot z wystawianiem karty zgonu wciąż jest – informuje Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.
Gdy ktoś umiera poza szpitalem, rodzinie trudno znaleźć lekarza, których zechciałby wystawić kartę zgonu. Przepisy są przestarzałe i nie rozwiązują problemu. Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 1959 r. oraz rozporządzenie do niej wydane wskazują, że śmierć powinien orzec lekarz ostatniej choroby, który widział zmarłego w ciągu ostatnich 30 dni. A gdyby nie było takiego lekarza, zgon stwierdza ten, który mieszka do 4 km od miejsca położenia zwłok.
Widzącym zmarłego w ciągu ostatniego miesiąca mógłby być lekarz rodzinny. Lekarze pierwszego kontaktu nie chcą jednak wystawiać kart zgonu, bo nie jest to świadczenie zdrowotne, za które płaci Narodowy Fundusz Zdrowia. Jest to ich dodatkowy obowiązek. Tłumaczą też, że mają podpisane kontrakty z NFZ. To harmonogram godzin otwarcia przychodni reguluje ich czas pracy i często nie mają jak wyjść z przychodni.
W praktyce, gdy w powiecie dojdzie nagle do czyjejś śmierci, policja przyjeżdża do wybranej przychodni i zabiera lekarza do zwłok. Albo niektórzy starostowie, np. w Będzinie, tworzą swoje listy koronerów, czyli lekarzy zajmujących się orzekaniem w sprawach zgonów i wynagradzanych za to przez powiat.