W niewielkim laboratorium dr Patrick Ruch zasłania oczy plastikowymi okularami ochronnymi. Dłońmi w lateksowych rękawiczkach odkręca dwa krany. Cienkimi rurkami różnokolorowe płyny są tłoczone do strzykawek z elektrodami. Coś brzęczy i wibruje, a ja zastanawiam się, po co mu te okulary.
Na szczęście naukowiec szybko opuszcza szybę oddzielającą nas od plątaniny przewodów opasujących szklane pojemniki i strzykawki. Gdzieś tam w środku jest jeszcze miniaturowy układ elektroniczny. Niezwykły, bo zasilany cieczą tłoczoną do jego wnętrza. Zaczynają działać motorki strzykawek. Rurki wypełniają się kolorowymi płynami. Coś kapie do pojemnika z napisem „Odpady".
– W ten sposób możemy zasilać układy elektroniczne, które w przyszłości trafią do superkomputerów – patrzy na mnie z triumfem w oczach dr Ruch. – Energia jest przechowywana w płynie, który dostarcza zasilanie bezpośrednio do wnętrza układu. Działa trochę jak krew.
Nie mam wcale pewności, że to wszystko działa, ale wierzę mu na słowo. Tak inżynierowie z laboratoriów IBM Research pod Zurychem wyobrażają sobie przyszłość komputerów.
O myszach i słoniach
Pomysł wykorzystania płynu do zasilania komputerów jest pochodną innej koncepcji – chłodzenia cieczą. Problem chłodzenia jest – wbrew pozorom – poważnym ograniczeniem dla superkomputerów. Zużycie energii rośnie błyskawicznie, a koszty z tym związane hamują zwiększanie mocy obliczeniowej.