Czy malowanie ściany zabytkowego budynku tym samym kolorem farby musi wymagać pozwolenia konserwatorskiego? Czy pieczątka urzędnika musi być przepustką do wymiany niewidocznej instalacji, np. kabli biegnących wewnątrz zabytkowych murów? Takie biurokratyczne przeszkody utrudniają wiele przedsięwzięć związanych z rewitalizacją zabytków, a nawet ich bieżącym utrzymaniem.
Kilka uproszczeń w tym zakresie zaproponowała już inicjatywa „SprawdzaMY” Rafała Brzoski. Jednak znacznie szerszy zestaw postulatów deregulacji prawa o inwestycjach w obiekty zabytkowe zaproponował działający nawet od ponad roku ekspercki zespół deweloperów i konserwatorów o nazwie „Relacje Inwestor – Służby Konserwatorskie”.
Biurokracja niepotrzebna gdy zabytek jest nietknięty
Wśród 21 postulatów wysuniętych przez tę grupę jest m.in. milcząca zgoda konserwatora na prace nieingerujące w zabytkowy obiekt (np. wspomniana wymiana okablowania). Mniej formalności ma dotyczyć prac zabezpieczających zabytki podczas postępowania o wpis do rejestru. Zdarza się nawet, że służby konserwatorskie traktują ten obowiązek jako narzędzie wywierania presji na właścicielach nieruchomości, w celu wymuszenia zgody na wpis do rejestru zabytków jako warunku realizacji planowanych inwestycji.
Grupa RI-SK domaga się też m.in. stworzenia instytucji promesy konserwatorskiej. Byłaby ona ogólną umową co do wizji ochrony i rewitalizacji zabytku, a także stawiania nowych obiektów na terenie objętym ochroną konserwatorską.
Przewodniczącą tej grupy jest Jadwiga Kosińska, na co dzień dyrektor projektu Stocznia Cesarska, zajmującego się rewitalizacją terenów dawnej Stoczni Gdańskiej. – Obecnie zgoda konserwatorska wymagana jest nawet na takie drobiazgi jak umiejscowienie na budynku tabliczki „Zabytek Chroniony Prawem” czy wymianę sieci, które są niewidoczne. Dlatego właśnie część naszych postulatów dotyczy deregulacji w tym zakresie – zauważa.