Tak wynika z analiz Lion's Banku. - Jeśli pogoda się nie zmieni, to w domowym budżecie może zostać od kilkuset do nawet ponad tysiąca złotych - podaje Bartosz Turek, analityk Lion's Banku.
Ile to kosztuje
Ekspert podaje, że na utrzymanie dachu nad głową idzie co piąta wydawana przez Polaków złotówka. - Połowę z tej kwoty pochłaniają wydatki na nośniki energii - opał, gaz, energię elektryczną czy cieplną - mówi Bartosz Turek. - W tym sezonie łagodna zima pozwoli sporo zaoszczędzić. Oznacza bowiem niższe zapotrzebowanie na ciepło, czyli niższe rachunki za ogrzewanie. Jak wynika z szacunków Lion's Banku, w Warszawie dotychczasowe zapotrzebowanie na energię cieplną było o ponad 18,1 proc. niższe niż średnie notowane w latach 1980 – 2004 - zwraca uwagę.
Analityk Lion's Banku podkreśla, że na półmetku sezonu grzewczego widać, że tym razem zima obchodzi się z nami jeszcze łagodniej niż rok temu. - W okresie od września do końca grudnia 2015 roku zapotrzebowanie na ciepło było o 2,7 proc. mniejsze niż w analogicznym okresie rok wcześniej - podaje Bartosz Turek. - Spadek nie jest już więc aż tak imponujący, ale i tak daje nadzieję na niższe rachunki niż przed rokiem. Oczywiście trzeba pamiętać, że przed nami jeszcze parę miesięcy korzystania z kaloryferów, w tym jeden statystycznie najchłodniejszy - styczeń. Wiele może się więc jeszcze zmienić - zastrzega.
Bartosz Turek podkreśla, że zaoszczędzić mogą nawet korzystający z droższej energii. - Zakładając jednak na chwilę, że tegoroczny sezon grzewczy pozostanie taki jak dotychczas, można liczyć na to, że za ogrzewanie zapłacimy wyraźnie mniej. I tak za ogrzanie 50-metrowego mieszkania w nieocieplonej wielkiej płycie trzeba zapłacić niecałe 2,3 tys. zł, czyli o 500 zł mniej, niż gdyby zima nie obchodziła się z nami łagodnie - szacuje Bartosz Turek. - Jeszcze więcej zaoszczędzić mogą posiadający 150-metrowy dom z lat 90. Utrzymanie się zapotrzebowania na ciepło na niższym poziomie do końca sezonu grzewczego spowodowałoby, że za ogrzewanie gazem trzeba byłoby zapłacić 4,1 tys. zł (o 910 zł mniej), przy ogrzewaniu elektrycznymi grzejnikami akumulacyjnymi 5,7 tys. zł (prawie 1,3 tys. zł mniej), wykorzystując węgiel poniosłoby się koszty w kwocie 2,7 tys. zł (ponad 590 zł mniej), a korzystając z usług przedsiębiorstwa grzewczego niecałe 3 tys. zł (660 zł mniej - wylicza analityk.
Jak to policzyć
Czy rachunki będą jednak niższe niż zeszłoroczne? - Łagodny początek zimy daje nadzieję, że tak. Jak już wspominałem, zapotrzebowanie na ciepło było w pierwszych trzech miesiącach sezonu grzewczego o 2,7 proc. niższe niż przed rokiem. Gdyby stan ten się utrzymał, to nawet osoby ogrzewające dom korzystając z energii elektrycznej (wg GUS energia ta zdrożała o 1,6 proc. rok do roku) mogą zapłacić mniej niż przed rokiem (w modelowym przypadku o 165 zł) - szacuje Bartosz Turek. - Niższe rachunki mogą też trafić do osób korzystających z ogrzewania z sieci miejskiej (ta zdrożała wg GUS o około 1,4 proc. rok do roku). Jeszcze większe szanse mają na to osoby ogrzewające domy korzystając z opału (spadek cen o 2 proc. rok do roku) i gazu (spadek cen o 5,3 proc. rok do roku).