Na wydarzenia z minionego piątku z zapartym tchem czekała nie tylko branża nieruchomości, ale chyba przede wszystkim osoby planujące czy odwlekające kupno lub wynajem mieszkania. Czekały od miesięcy, od jesiennych wyborów na konkrety.
Z ogłoszeniem Narodowego Programu Mieszkaniowego wiele osób wiązało bowiem wielkie nadzieje. Kiedy jednak wreszcie został on pokazany okazało się, że Mieszkanie+ to właściwie ciągle koncepcja, brzmiąca jak mało precyzyjna obietnica wyborcza.
Przede wszystkim w piątkowej prezentacji sami przedstawiciele rządu przyznali, że nie wiedzą, ile tanich mieszkań i w jakim czasie chcą wybudować.
Nie wiadomo też, kiedy ruszy pierwsza inwestycja i gdzie. Trwa spis gruntów spółek Skarbu Państwa, zbierane są dane od wojewodów.
Potrzeba na to wielu miesięcy. W drugiej połowie przyszłego roku miałby się rozpocząć nabór pierwszych chętnych na państwowe lokale. Problem jednak polega na tym, że – jak ogłosił rząd – program jest dla wszystkich, więc nie wiadomo, kto tak naprawdę mógłby z niego skorzystać. Wiadomo, że dochody chętnych będą jednak brane pod uwagę, a ci zamożniejsi w grupie skromnie zarabiających będą zapewne stali w kolejce latami.