Proponują im więc kredyt refinansowy, pokrywający nie tylko zadłużenie mieszkaniowe, ale nawet bieżące zobowiązania klienta (np. z kart kredytowych), jeśli ten zgodzi się porzucić stary bank. Czy zawsze taka zamiana się opłaci? Nie. W każdym przypadku trzeba dokonać szczegółowej analizy, policzyć ewentualne kary za wcześniejszą spłatę i wziąć pod uwagę inne opłaty towarzyszące operacji.

Ostatnio jeden z analityków bankowych mówił, że u nas kredyty refinansowe dopiero raczkują, podczas gdy w zachodnich, lepiej rozwiniętych krajach stanowią ok. 50 procent rynku. Tam podobno wiele osób nie zostaje w jednym banku z kredytem hipotecznym dłużej niż pięć lat, dając się skusić nieco niższymi ratami konkurencji. A Polacy, jak już przyzwyczają się do jednego banku, pozostają w nim latami. Z drugiej strony, trudno wyśmiewać taką wierność, skoro nadal otrzymanie kredytu hipotecznego – zebranie wszelkich dokumentów wymaganych przez bank – jest nie lada wyzwaniem dla osoby, która nigdy nie miała z tym nic wspólnego.

Tymczasem sytuacja na rynkach finansowych zniechęca poszukujących mieszkania do zadłużania się, a posiadających już kredyty hipoteczne, szczególnie w rodzimej walucie, przyprawia o drżenie rąk. Pod koniec czerwca Rada Polityki Pieniężnej ponownie podwyższyła stopy procentowe o 25 punktów bazowych.

– Od marca 2007 r., kiedy RPP zaczęła podnosić stopy procentowe, rata 30-letniego kredytu hipotecznego wzrosła już o 28 proc. lub o 155 zł dla każdych pożyczonych 100 tys. zł – policzył Emil Szweda, analityk Open Finance. Z danych OP wynika, że ktoś, kto spłaca kupioną przed rokiem kawalerkę za 300 tys. zł, odczuwa wzrost raty o 465 zł, a ten, kto zdecydował się na mieszkanie za 700 tys. zł, płaci dziś ratę o 1055 zł wyższą.

– Obecna podwyżka, jako spodziewana, została już uwzględniona w stawce WIBOR i nie wpłynie od razu na wzrost oprocentowania kredytów złotowych – uspokaja Maciej Krojec, doradca finansowy Money Expert. – Nie znaczy to jednak, że ich posiadacze mogą spać spokojnie.