Trzeba zmienić przepisy o wynajmie mieszkań. Mówi się o tym od dawna, ale temat jest niepopularny. Po pierwsze dlatego, że ruch chroniący prawa lokatorów to też wyborcy, a po drugie, w dużej części społeczeństwa panuje przekonanie, że mieszkanie się należy, nawet gdy lokator za nie nie płaci.

Zdaniem ekspertów przepisy chroniące lokatorów to główny powód zahamowania rozwoju budownictwa na wynajem. A przecież jesteśmy krajem niezamożnym, w którym większości potrzebujących mieszkań nie stać na ich kupno, a jednocześnie nie ma u nas profesjonalnego rynku najmu mieszkań.

Z ekspertyzy prof. Ireny Herbst (stworzonej na potrzeby zespołu ekspertów ds. wypracowania rekomendacji w zakresie polityki rodzinnej przy Kancelarii Prezydenta RP) wynika, że choć PKB na jednego mieszkańca w Polsce jest o ok. 40 proc. niższy od średniego poziomu krajów UE, to struktura własnościowa mieszkań w Polsce zupełnie tego nie odzwierciedla.

Ok. 20 proc. to lokale na wynajem, a 80 proc. stanowi własność prywatna. U nas, w stosunkowo biednym kraju, panuje bowiem kult własności. Tymczasem jak wylicza prof. Herbst w większości krajów europejskich oraz w zamożniejszych krajach na świecie liczba już istniejących i tych nowo budowanych mieszkań na wynajem jest znacząco wyższa niż u nas. Tak właśnie jest np. w Szwajcarii (ponad 65 proc. to lokale na wynajem), Holandii (50 proc.), Francji (50 proc.), Finlandii (50 proc.), Szwecji (50 proc.), Danii (55 proc.), Niemczech (ponad 60 proc.), Wielkiej Brytanii (40 proc.) czy USA (ponad 40 proc.) i Japonii (65 proc.).

Dlaczego nie możemy skorzystać z doświadczeń tych państw? Dlaczego zamiast dopłat do kredytów nie uwolnić rynku wynajmu mieszkań? Nie sądzę, aby czynsze poszły w górę. Wprost przeciwnie. Konkurencja przysłużyłaby się zapewne tym, którzy zdecydowaliby się wynająć mieszkanie np. na 10 lat od profesjonalnej firmy, zamiast brać na nie kredyt.