No i jak ostatecznie będą liczone limity ceny metra, kwalifikujące lokal do dopłat w ramach „Mieszkania dla młodych". Z nieoficjalnych danych wynika, że gdyby było tak, jak proponuje projekt ustawy, w Warszawie zaledwie ok. 10 proc. lokali kwalifikowałoby się do MDM. Pytanie: to dobrze, czy źle dla kupujących?
Zarys projektu ustawy o pomocy państwa w nabyciu pierwszego mieszkania przez młodych ludzi znany jest od miesięcy. Konsultowany i krytykowany był wielokrotnie – i przez ekspertów z rynku pierwotnego, i wtórnego mieszkań. Rząd z kolei – mimo dziury budżetowej – dołączył „Mieszkanie dla młodych" do pakietu ustaw prorodzinnych. Idea słuszna, ale programu nadal nie ma. 19 czerwca minister transportu złożył projekt MDM w Sejmie. Ustawa miała zostać przegłosowana pilnie, aby wreszcie i kupujący, i sprzedający mieszkania mieli pewność, kiedy i w jakim kształcie, nowe dopłaty do kredytów wejdą w życie.
Wiele osób zawiesiło plany kupna mieszkania, czekając na zapowiadane wsparcie. Tymczasem kompromisu w sprawie MDM nadal nie ma. Z jednej strony pośrednicy w obrocie nieruchomościami mówią, że realne są szanse na rewolucyjne zmiany w programie, bo pojawił się pomysł, aby w ramach „Mieszkania dla młodych" dopłacać także do lokali z rynku wtórnego oraz do budowy domu. Z drugiej strony deweloperzy oczekują, że ustawowe limity cen będą bardziej dostosowane do warunków rynkowych.
Tymczasem czytelnicy piszą, że wkrótce kończą 35 lat, więc przestaną się kwalifikować do dofinansowania wkładu własnego do kredytu, jeśli prace nad ustawą będą się ciągnąć miesiącami.
Co na to ustawodawca?