Nazwa metody, na której opiera się działanie nowego testu, brzmi w sposób skomplikowany. To chromatografia cieczowa sprzężona z wysokorozdzielczym tandemowym spektrometrem mas i z Q-TOF. Ale niezwykle uprości ona pracę laborantów, którzy w badanych próbkach poszukują śladów zabronionych substancji.
– Z pomocą nowego narzędzia będziemy mogli jeszcze skuteczniej określać stężenie testosteronu i epitestosteronu – przekonuje główny autor prac dr Jonathan Danaceau z University of Utah.
Zgadza się z nim Dorota Kwiatkowska, kierownik Zakładu Badań Antydopingowych w Instytucie Sportu. – Test ten z pewnością bardzo usprawni nam pracę – komentuje. Po pierwsze dlatego, że umożliwia szybsze uzyskanie wyniku. Przy użyciu stosowanej dzisiaj metody trzeba na niego czekać dwa dni. Nowa skróci ten czas o połowę! Biorąc pod uwagę realia pracy w laboratorium, to naprawdę wiele. Po drugie, test jest bardziej czuły. – Do tej pory, badając stężenie niedozwolonej substancji, nie mogliśmy zejść poniżej poziomu 2 nanogramów na mililitr w moczu dla testosteronu i epitestosteronu – opowiada Kwiatkowska. Teraz próg ten będzie co najmniej dwa razy niższy.
1 procent - w tylu próbkach pobranych od zawodników podczas ostatnich igrzysk wykryto ślady stosowania dopingu
Jak przekonuje współautor odkrycia dr Matthew Slawson, test sprawi, że oszukiwanie stanie się trudniejsze. A w rezultacie przyczyni się do tego, że zasada fair play będzie w sporcie częściej przestrzegana.