– Przez te 24 godziny czułem się jak Iron Man albo inny superbohater – stwierdził Mike Anderson, jeden z pierwszych chorych, któremu było dane testować sztuczną trzustkę. To wspaniałe samopoczucie zawdzięczał temu, że wreszcie nie musiał pamiętać o tym, by badać sobie krew i aplikować insulinę. Mike cierpi na wyjątkowo dokuczliwą postać cukrzycy, w której poziom cukru spada gwałtownie w trudnych do przewidzenia momentach. Przez 14 lat jego życie koncentrowało się wokół choroby – musiał zachowywać nieustanną czujność, inne kwestie odchodziły na dalszy plan.
I oto dostał szansę wypróbowania sztucznej trzustki. Nagle się okazało, że jest w stanie zrobić w ciągu dnia znacznie więcej niż dotychczas. Nic dziwnego, że poczuł się jak superbohater.
Między pompą a sensorem
Sztuczna trzustka nie jest implantem wykonanym na wzór naturalnego organu, ale systemem kilku niewielkich urządzeń. Mamy więc sensor odczytujący poziom cukru we krwi. Kolejnym elementem jest smartfonowa aplikacja, która decyduje, kiedy i jaką dawkę insuliny należy pacjentowi wstrzyknąć. Na końcu systemu jest pompa insulinowa, która aplikuje dożylnie idealnie odmierzoną porcję hormonu. Tuż po wstrzyknięciu insuliny sensor może sprawdzić efekt jej działania i w razie potrzeby zwiększyć dawkę. Jednocześnie dane wysyłane są do lekarza, pod którego opieką jest chory. Wszystko dzieje się automatycznie, bez absorbowania pacjenta.
System powstał na amerykańskim Uniwersytecie Virginia, pracami kierował prof. Boris Kovatchev.
Pierwsze 24-godzinne testy ma już za sobą, teraz przyszedł czas na badania długoterminowe. 240 pacjentów w USA, Francji, Holandii i we Włoszech zostanie wyposażonych w sztuczną trzustkę na pół roku. 180 z nich będzie ją nosiło jeszcze przez kolejnych sześć miesięcy. W tym czasie badani będą wykonywać wszystkie czynności, które wypełniają ich codzienne życie – pracować, uczyć się, wypoczywać.