Pierwszy jest pospolitym mieszkańcem naszych pól przez okrągły rok, tyle że ptaki gniazdujące u nas wiosną zwykle przemieszczają się zimą nieco na południe i zachód, nie zawsze aż za granicę, a na ich miejsce przybywają inne z północy i wschodu Europy. Do nich na czas zimy dołączają goście naprawdę północni, nadlatujący z tundry. To właśnie myszołowy włochate, większe od tych naszych i wyróżniające się godnymi mieszkańców zimnych stron spodniami – sutym upierzeniem nóg sięgającym aż do szponów, jakiego myszołów zwyczajny nie ma.
Poza tym oba gatunki nie różnią się wiele, zwłaszcza pod względem zimowych obyczajów. Dociekliwi i zaopatrzeni w ornitologiczny atlas oraz lornetkę wędrowcy będą jednak mieli dodatkowe emocje, sprawdzając: zwyczajny czy włochaty?
Zimą myszołowy są ptakami otwartej przestrzeni. Całymi godzinami czatują na drobną zdobycz, najchętniej w pobliżu stert słomy, brogów z sianem i innych miejsc, gdzie w tym czasie najłatwiej o gryzonie. Bywa, że robią w powietrzu stójkę, czyli trzepią skrzydłami, by się utrzymać przez dłuższą chwilę w jednym miejscu i zlustrować otoczenie. Stojący w powietrzu i miarowo machający skrzydłami duży ptak jest nad zimowym czy jesiennym polem czymś tak charakterystycznym, że pozwala nam już z dala zoczyć myszołowa na każdej prawie wycieczce.
Ale jeszcze lepiej rozejrzeć się po samotnych drzewach, kopicach, słupach. Kiedyś podczas podróży zimą z Marciszowa do Legnicy na Dolnym Śląsku naliczyłem z okien wagonu kilkanaście myszołowów siedzących na słupach telefonicznych tuż przy torze, najwyraźniej za nic mających hałas przejeżdżających pociągów. Taki to właśnie, pełen skupienia sposób polowania – z zasiadki – myszołowy stosują najczęściej. Mogą przesiadywać godzinami, póki na ziemi nie pojawi się ruchliwa zdobycz.
Taki zamarły jak posąg myszołów może zrobić na nas wrażenie istoty głęboko zamyślonej, wręcz kontemplującej. Czyżby miał bogate życie duchowe? Bliższe obserwacje tych skrzydlatych drapieżników, pospolitych w ogrodach zoologicznych choćby ze względu na łatwość wykarmienia ich byle jakim mięsem i padliną, wskazują, że to raczej pierzaści... autycy, popadający nieledwie w niebyt, gdy się najedzą. Dopiero słoneczne ciepło ożywia ich i porywa w przestworza. Lubią bowiem jak szybowce krążyć w kominach unoszącego się ciepłego powietrza.