Kolumb ulega magii oceanu

Hiszpania weszła na drogę odkryć i podbojów zamorskich dużo później niż Portugalia – renegatka sprawy iberyjskiej, jak ją czasem nazywano w Madrycie

Publikacja: 12.10.2012 01:01

Krzysztof Kolumb, mal. Ridolfo Ghirlandaio, 1520 r.

Krzysztof Kolumb, mal. Ridolfo Ghirlandaio, 1520 r.

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

Red

12 października 2012 mija 520 lat od dnia, kiedy wyprawa Krzysztofa Kolumba dopłynęła do archipelagu Bahamów; to wydarzenie uznawane jest dziś za oficjalne odkrycie Ameryki. Przypominamy

tekst z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

z czerwca 2010

W XV w. oczy władców Aragonii skierowane są ku Morzu Śródziemnemu. Śródlądowa Kastylia, choć bogata, pozbawiona jest takich perspektyw. Oba państwa ostrzą sobie zęby na Emirat Grenady – ostatnią posiadłość muzułmanów na półwyspie.

W 1479 r. Ferdynand II Aragoński i Izabela I Kastylijska węzłem małżeńskim dokonują zjednoczenia obu krajów. Wojny toczy się przy pomocy najemników, którzy kosztują, a w skarbie koronnym wciąż za mało złota. Królestwo pełne jest zubożałych rycerzy niewiele różniących się od pospolitych rabusiów, masy chłopów uciekają do miast w poszukiwaniu lepszego życia. Najlepiej więc pójść śladem portugalskich sąsiadów i wykorzystać tych ludzi do podboju dalekich złotonośnych ziem i szlaków handlowych.

Dopiero po podbiciu muzułmańskiej Grenady w styczniu 1492 r. będzie można pomyśleć o dalekich wyprawach.

Początkowo nic nie zapowiadało, aby urodzony w 1451 r. w Genui Krzysztof Kolumb miał zostać żeglarzem. Jego dziadek i ojciec byli tkaczami w dzielnicy Santo Stefano, jedynej części miasta odwróconej plecami do morza. W latach 60. i 70. rodzinie wiedzie się jednak kiepsko. W genueńskim porcie swoje kantory trzyma kupiecki klan Centurionich, którego interesy sięgają Morza Egejskiego. Kolumb zaciąga się do nich na służbę jako prosty majtek, pływając wzdłuż wybrzeża liguryjskiego. Młodzik musiał być zdolny, bo kupcy zaczynają powierzać mu coraz poważniejsze zadania, w tym przewóz drogocennego mastyksu z Chios.

W 1476 r. Centurioni wysyłają pięć statków do Flandrii. Kolumb pewnie dokonałby żywota jako bogaty i stateczny faktor, gdyby u Przylądka św. Wincentego mała flotylla nie została zaatakowana przez francuskich korsarzy. Zatapiają oni statki i choć tracą cztery swoje, Kolumb musi ratować się ucieczką wpław ku portugalskim brzegom. Wycieńczonego zawieziono do Lagos, gdzie na szczęście swoje interesy mieli Genueńczycy. Wkrótce Kolumb wżeni się w znaczący ród de Perestrello, którego członkowie służyli na morzu u Henryka Żeglarza.

W 1477 r. Kolumb jako kapitan płynie z handlowym rejsem do Anglii. Nabiera respektu przed srogimi wodami północnego Atlantyku. W następnych latach pływa na Maderę, bywa w Gwinei, gdzie Portugalczycy uruchomili właśnie faktorię, w której pozyskują złoto. Tutaj mógł spotkać się z Bartolomeo Diazem i innymi nawigatorami. Żeglując po Atlantyku, widzieli kilka razy jakieś obrobione kawałki drewna, sosny, jakich nie ma w Europie, i łódki z szałasami.

Znaleziono w nich trupy nieprzypominające Europejczyków, Maurów czy Murzynów. W Lizbonie, centrum nauki i inżynierii morskiej, Rzymie morskich dusz, Kolumb otrzymuje dostęp do strzeżonych pilnie map. Na będącego w kwiecie wieku kapitana zaczyna działać magia oceanu podsycana interpretowanymi na swoją korzyść biblijnymi proroctwami.

Kolumb jest nieodrodnym synem swojej republiki, gdzie się przede wszystkim kalkuluje, liczy, handluje, a nie marzy. Mówiono o Genueńczykach: „to ludzie obcy, chciwi i samolubni. Żyją bezecnie i nie są związani z resztą Włochów, choć zdradzają jak oni”. Myśląc o podbojach, Kolumb wiedział o kolosalnej różnicy cen pomiędzy przyprawami sprzedawanymi w indyjskim Kalikacie i mameluckiej Aleksandrii. W latach 80. rodzi się pomysł dotarcia do bogatych krain Azji, płynąc na zachód.

Błąd wyliczeń

Kolumb, przygotowując swój wielki plan, opierał się na różnorodnych źródłach i współczesnych opracowaniach. Znał relacje Marco Polo z podróży do Chin, choć brak było tu wskazówek co do drogi morskiej. Zaczytywał się w „De Imagine Mundi” Piotra z Ailly.

Ważnym źródłem informacji geograficznych dla Kolumba była… Biblia, co doprowadzi go potem do zgoła oryginalnych wniosków. Najwięcej uwagi poświęcił jednak mapom i wyliczeniom badaczy starożytnych. O wykorzystaniu doświadczeń wikingów nic natomiast nie wiadomo.

Elity europejskie XV w., łącznie z Kościołem, były zgodne co do kulistości ziemi. Problem polegał jednak na obliczeniu jej rozmiarów, proporcji powierzchni lądów i oceanów. Ptolemeusz z Tebaidy twierdził, że powierzchnia lądów równa jest powierzchni „oceanu światowego”, oblewającego Azję, Afrykę i Europę. Kolumb wolał jednak oprzeć się na Marinosie z Tyru twierdzącym, że z 360 stopni ziemi, 225 przypada na ląd, a 135 na ocean. Według badań al Farghaniego na 1 stopień przypadało 56 i 2/3 mili.

Do przeliczenia odległości Kolumb użył jednak mil włoskich, zupełnie innych od arabskich. Wyszło mu zatem, że domniemany ocean ma 11 tys. kilometrów. Stwierdził, że Grecy, nie wiedząc o istnieniu Japonii, o której z kolei pisał Marco Polo, i tak zawyżyli rozmiar oceanu. Arbitralnie dodał więc do wyliczeń Marinosa z Tyru kilkadziesiąt stopni długości geograficznej dla Japonii.

Jako że planowana wyprawa weźmie zapasy na Wyspach Kanaryjskich, tak naprawdę do przepłynięcia było jedynie 5710 kilometrów. W rzeczywistości w prostej linii odległość między Hiszpanią i Japonią wynosi 19 tys. kilometrów. Docierając do Karaibów, Kolumb nie wiedział, jak wielkie spotkało go szczęście.

Z Lizbony do Kastylii

Genueńczyk na przełomie 1483/ 1484 r. uzyskał audiencję u Jana II. Junta Matematyczna, ciało powołane przez króla Portugalii w celu weryfikacji pomysłów żeglugi na zachód, odrzuciło pomysł, słusznie uznając odległości podane przez Kolumba za niedoszacowanie. Rozczarowany kapitan, któremu zmarła właśnie żona, uciekł z Portugalii, unosząc tajniki żeglugi do Gwinei.

W 1485 r. Kolumb zapragnął przekonać do swoich pomysłów królów katolickich – Ferdynanda i Izabelę. Na szczęście Kolumb zdołał zainteresować swoimi pomysłami Antonio de Marchenę, opata klasztoru franciszkanów w La Rabidzie. Ten blisko znał się z osobistym spowiednikiem królowej, który obiecał przekazać list. Na pierwszą audiencję 20 stycznia 1486 r. Kolumb czekał zatem w ekspresowym trybie 5 miesięcy.

Królowie zlecili dokładne rozpatrzenie jego pomysłów specjalnej komisji i kazali wypłacać mu drobną zapomogę. W czerwcu 1487 r. komisja wydała werdykt: „Dopłynięcie do Indii szlakiem zachodnim nie jest możliwe. Autor źle wyliczył odległości”. Dalej jednak mami się Kolumba mglistymi obietnicami, wypłaca pensję. Kolumb za pośrednictwem braci potajemnie nawiązał jednak kontakty z Henrykiem VII, królem Anglii, i księciem Medinasedonią – najpotężniejszym możnym w Hiszpanii. Obaj odmówili pomocy.

W styczniu 1492 r. do Kolumba dotarła dobra nowina – Grenada zdobyta. Ferdynand i Izabela mogą zająć się sprawą indyjskiego złota i korzeni. W Santa Fe została podpisana umowa. Kolumba mianowano admirałem oceanu z uprawnieniami wicekróla. Miał prawo wydawać wyroki w nowo odkrytych ziemiach oraz zatrzymać jedną dziesiątą zdobyczy i jedną ósmą zysku z przyszłego handlu. Został wyposażony w list do Wielkiego Chana. Większość kosztów wyprawy pokryli hiszpańscy możni, genueńscy kupcy i miasto Palos wystawiające trzy statki.

Warunki podróży i nawigacji

We flotylli przeważały karawele, m.in. „Pinta” i „Nina”. Okrętem flagowym była karaka „Santa Maria”, mniej zwrotna i wolniejsza, ale za to z wyższymi burtami i kasztelami mogąca pomieścić więcej ładunku. Warunki podróży jak u Portugalczyków: niewiarygodna ciasnota, brud, smród, brak miejsc do spania. Słodka woda po kilku dniach zaczyna śmierdzieć, marynarze śpią na tzw. ciepłych kejach, czyli stercie szmat i ubrań kolegów udających się na swoją czterogodzinną wachtę.

Jedynie kapitan ma na kasztelu rufowym coś, co od biedy można nazwać kajutą. Skompletowanie załóg przyszło z wielkim trudem, bo nikt nie wiedział, dokąd udaje się wyprawa, wiadomo jedynie, iż łatwo można podczas niej stracić życie. Ostatecznie wzięto tylko czterech skazańców. Ferdynand i Izabela dodali też szpiegów i kontrolerów niemających pojęcia o żegludze. Płynęli więc królewski tapicer, notariusz i oficjalny pełnomocnik korony.

Kolumb znał dobrze rozmieszczenie atlantyckich prądów. Aby dotrzeć do Indii, flotylla popłynie zatem nie wprost na zachód, ale w kierunku południowo-zachodnim, wykorzystując najpierw bazę Wysp Kanaryjskich, łącząc się potem z prądem północnorównikowym i wykorzystując silne pasaty wschodnie.

Większy problem stanowiła nawigacja. Flotylla poruszała się z dala od jakiegokolwiek brzegu. Nie da się określić długości geograficznej. Szerokość mierzy się za pomocą określenia wysokości słońca i Gwiazdy Polarnej. Służące do tego kwadrant i astrolabium są jednak urządzeniami niedokładnymi, których pomiar zakłócany jest przez ciągłe falowanie statku.

Kolumb, chcąc określić położenie flotylli, oparł się zatem na kierunku wyznaczonym przez kompas, prędkości mierzonej na oko (nie wynaleziono jeszcze logu) i równie nieprecyzyjnym pomiarze czasu za pomocą klepsydry przesypującej piach mniej więcej 30 minut.

Flotylla wypłynęła z Palos 3 sierpnia 1492 r. Po trzech dniach na „Pincie” złamał się ster. Podejrzewano sabotaż właściciela statku niezadowolonego, iż ma go oddać na potrzeby korony. Wykryto też przeciek w kadłubie. Trzeba było zostać dłużej na Wyspach Kanaryjskich – remont „Pinty” trwał tam do 6 września, kiedy to statki wyruszyły ku tajemniczemu zachodowi, chcąc dotrzeć do równie nieznanego, choć z pewnością bogatego wschodu.

Pierwsza podróż

Rejs mijał początkowo pomyślnie. Pomagały północno-wschodnie pasaty. Okręty pokonywały tak duże dystanse, że już 9 września Kolumb, w porozumieniu z kapitanami „Pinty” i „Niny”, dokonał podwójnych zapisów. Do wiadomości załogi podawano mniejsze odległości dzienne, aby prości majtkowie nie odkryli, jak daleko są na oceanie bez rychłej perspektywy dobicia do lądu. Mimo to po przepłynięciu Morza Sargassowego w nocy z 5 na 6 października pojawiły się wśród załogi pierwsze niepokoje i szemrania.

Trzech oficerów na „Santa Marii” otwarcie lżyło Kolumba, groziło wrzuceniem go do morza, jeśli nie zawróci do Kastylii. Zamiast powiesić lub wybatożyć buntowników, Kolumb wdał się z nimi w rozmowy, przekonywał, używał rzeczowych argumentów. Sytuacja na jakiś czas się uspokoiła. 11 października jeden z marynarzy zauważył pływającą trzcinę, jakieś deszczułki, coraz więcej było też ptaków.

Admirał ogłosił nagrodę dla pierwszego, kto zobaczy ziemię. Około 22 Kolumb spostrzegł nad horyzontem drgający płomień. O 2 w nocy w świetle księżyca jeden z majtków Rodrigo de Triana krzyczy: Ziemia! Nagrody nie dostał, sukces przypisał sobie kapitan, powołując się na kilku świadków z załogi. Statki zwinęły żagle, aby nie wpaść na przybrzeżne rafy.

Rano około 10 w obecności notariusza wyspa Guanahani (San Salvador) w archipelagu Bahamów została objęta panowaniem królów katolickich. Wkrótce pojawili się tubylcy. „Chodzili zupełnie nago. Wszyscy bez wyjątku są rośli, dobrze zbudowani i urodziwi. Można by z nich zrobić doskonałych robotników, są inteligentni. Myślę, że łatwo będzie ich nawrócić. Są oni tak serdeczni, że wydaje się jakby oferowali swoje serce”.

Kolumb nie zamierzał jednak traktować mieszkańców nowo odkrytego raju jak równych sobie. Lepiej „pozostawić ich jako niewolników na ich własnej wyspie, gdyż 50 ludzi starczyłoby zupełnie, aby utrzymać ich w ryzach i kazać wykonywać wszystko, cokolwiek by się żądało”. Kilku z nich porwano na statki.

Kolumb nie przypłynął jednak po niewolników, ale po złoto. Z zadowoleniem przyjęto ozdoby, którymi obwieszali się tubylcy na odkrytej 27 października Kubie. Ale zamiast wysłanników Wielkiego Chana spotkano tu kolejne grupy nagich Indian. Kolumb postanowił więc zawrócić i udać się nieco na wschód.

5 grudnia dopłynął na Haiti, które wówczas nazwano Hispaniolą. Istniało tu kilka związków plemiennych, miejscowi wspominali o złocie uzyskiwanym w górach w głębi lądu. Wyspa stanie się więc na długie dziesięciolecia głównym ośrodkiem kolonizacji hiszpańskiej.

25 grudnia „Santa Maria” wpada na rafy w okolicznościach dosyć tajemniczych, albowiem pobliskie wody zostały wcześniej dokładnie oznaczone. W momencie katastrofy za sterem siedział całkowicie niedoświadczony chłopiec okrętowy, a wachtowi posnęli. Znów pojawiły się podejrzenia o sabotaż. Kolumbowi został tylko jeden statek, gdyż „Pinta” zgubiła się kilka tygodni wcześniej.

Załogę i ładunek „Santa Marii” przetransportowano za pomocą indiańskich łódek na brzeg, tworząc prowizoryczną osadę Navidad, pierwsze stałe osiedle białych na Karaibach. Kolumb, twierdząc, iż główny cel wyprawy został osiągnięty, podejmuje decyzję o powrocie do Kastylii. 6 stycznia pojawiła się zagubiona „Pinta”, a 16 stycznia dwie karawele pomknęły już przez Atlantyk na wschód. Tym razem Kolumb wybrał trasę północną, wykorzystując prąd zatokowy Golfsztrom.

Powrót okazał się koszmarem. 11 lutego statki wpadły w silną burzę. Zima 1493 r. była jedną z najsroższych w tamtych czasach. Ciepłe włoskie porty były skute lodem, na morzach potonęła niespotykana ilość statków. „Nina” i „Pinta” płynęły przez rejon krzyżowania się kilku frontów, sternicy dokonywali cudów, lawirując pomiędzy bałwanami nacierającymi z różnych kierunków.

Na „Ninie” pozrywało żagle. W nocy 13/14 lutego „Pinta” zniknęła gdzieś w strugach deszczu. Jakby tego było mało, doszło do scysji pomiędzy Kolumbem a oficerami. Twierdzili oni, iż flotylla dotarła już w okolice Madery, i trzeba skręcić bardzo na północ. Rację miał jednak Kolumb, wskazując, iż statki nie dotarły jeszcze nawet w okolice Azorów.

18 lutego sztorm osłabł, na horyzoncie ukazały się Azory, żeglarze mogli pozwolić sobie na kilka godzin snu. Portugalczycy próbowali aresztować załogę „Niny”. Udało się jednak wynegocjować opuszczenie archipelagu. 5 marca znów po straszliwych burzach, będąc w zasadzie wrakiem, karawela dopłynęła do Lizbony.

Rada królewska namówiła Jana II do zamordowania Kolumba i całej załogi – pomysł spóźniony, albowiem wiadomość o odkryciu jakichś lądów na zachodzie z pewnością dotarła już do Sewilli przez rezydujących w Lizbonie hiszpańskich szpiegów. Jan II, robiąc dobrą minę do złej gry, podjął zatem starego znajomego na audiencji. 15 marca 1493 r. „Nina” oraz cudem odnaleziona „Pinta” wpłynęły ostatecznie do kastylijskiego Palos.

Spory z koroną i drugi rejs

Uroczystości, zaszczyty, jakimi obsypano Kolumba po powrocie, to jedna strona medalu. Już na wiosnę – wbrew umowie z 1492 r. – powołany został osobny urząd do spraw kolonizacji „Indii”. Nowo odkrytymi ziemiami korona nie będzie się dzielić nawet z nieustraszonymi żeglarzami wyświadczającymi jej tak wielkie przysługi.

Kolumbowi nie wystarczył zaś tytuł szlachecki i perspektywa dostatniego życia dla potomków. Rościł sobie prawa do rozporządzania dobrami Nowego Świata, odpowiadając jedynie przed monarchami. Pisał, iż jest osobą wybitniejszą od Ferdynanda i Izabeli, odnajdywał siebie w proroctwach biblijnych. Badacze określali go potem jako „bezinteresownego chciwca”. W Hiszpanii nie było jednak kapitana, który mógłby się z Kolumbem równać. Monarchowie dalej mamią więc genueńczyka, zlecają kolejne wyprawy. Admirał ma wielkie ego, ale jest również naiwny.

Druga wyprawa Kolumba, w sile pięciu karak i 15 karawel ruszyła do Nowego Świata 25 września 1493 r. Doprowadziła do odkrycia Małych Antyli (3 listopada) i Jamajki (5marca 1494 r.). Późniejsi badacze zwracają uwagę na mistrzostwo, z jakim Kolumb przeprowadził okręty przez rafy i archipelagi Karaibów. Jednocześnie admirał podtrzymywał tezę o odkryciu wybrzeży Azji.

Zachodni kraniec Kuby uznał za Półwysep Malajski, skąd już blisko do Indii. Rozmyślał nawet, czy nie wylądować w pierwszym napotkanym porcie, by z jakąś karawaną dotrzeć do Palestyny! Nikt ze współczesnych nie śmiał tego kwestionować.

Pozostawieni w Navidad marynarze już w kilka dni po odpłynięciu Kolumba łupili pobliskie wioski w poszukiwaniu złota. Osada została w odwecie spalona, załoga wybita przez tubylców. Na Hispanioli doszło wkrótce do masowych mordów Indian i porywania ich w niewolę, gwałtów, polowania z psami, strzelania do żywych celów, palenia żywcem.

Kolumb nie był w stanie nad tym zapanować. Potępił mordy, jednak czując presję Izabeli i Ferdynanda musiał dostarczyć im złota. Było go za mało, nie widział więc nic złego w łapaniu niewolników. Zdecydowana większość Indian padła ofiarą chorób przyniesionych przez konkwistadorów. Sytuację pogorszyło jeszcze oddawanie tubylców hiszpańskim osadnikom, gorąco propagowane przez koronę.

Z ponad 100 tys. rdzennych mieszkańców Hispanioli po 30 latach zostało 16 tys. Praktykujący ludożerstwo mieszkańcy Małych Antyli traktowani byli jeszcze gorzej. 11 czerwca 1496 r. wyprawa powraca do Kadyksu.

Do Ameryki po raz trzeci i czwarty

Na początku 1497 roku w Portugalii planowano wyprawę, którą miał poprowadzić Vasco da Gama. Wzbudziło to nerwowość na hiszpańskim dworze i chęć dotarcia do Indii przed Portugalczykami. Kolumb wyruszył na czele sześciu statków w czerwcu 1497 r. W czasie rejsu doszło do jedynego morskiego starcia zbrojnego w czasie wypraw. W pobliżu Wysp Kanaryjskich pobici zostali francuscy piraci pływający na zrabowanym wcześniej kastylijskim statku.

31 lipca 1498 r. odkryty został Trynidad. Następnego dnia załogi dostrzegły na zachód od niego fragment lądu. Kolumb nie przywiązywał do tego większej wagi, myśląc, iż to kolejna wysepka. Był to jednak przylądek Bombeador, fragment Ameryki Południowej. Kilka dni potem odkryte zostało ujście Orinoko. Doprowadziło to Kolumba do mało naukowych wniosków. Ziemia nie jest wcale kulą. Ma kształt gruszki.

Wyprawa znajdowała się właśnie w owej mniejszej części, gdzie leży również wschodnie wybrzeże nieodległej już Azji. Piękno krajobrazu Wenezueli każe mu zaś stwierdzić, iż odkryto właśnie ziemski raj. Jest tu wszak płaskowyż, wypływają cztery rzeki (były to odnóża delty Orinoko).

Wyprawa nie zakończyło się rajsko. Najpierw pod hasłem „przepędzenia psa z siana” korona wysyłała z Kadyksu dwie wyprawy. Amerigo Vespucci i Vicente Pinzon odkryli dalsze części wybrzeża Ameryki Południowej. W 1500 r. w Santo Domingo na Hispanioli Kolumb został aresztowany przez wysłannika korony. Powodem samowola i nieumiejętność zaradzenia anarchii wśród konkwistadorów na Hispanioli. Po powrocie admirał został obłudnie uwolniony, przeproszony i ułaskawiony.

Schorowany Genueńczyk wyruszył na swoją ostatnią wyprawę w 1502 r. Znów pokazał kunszt żeglarski, wyczuwając huragan, w momencie gdy gubernator Hispanioli de Ovando wyprawił 19 statków ze złotem do Hiszpanii. Kolumb ostrzegał, nikt jednak nie chciał słuchać dobrych rad. Wszystkie statki poszły wkrótce na dno z wyjątkiem tego, który wiózł złoto należące do samego Kolumba. Oto kropla miodu za wszystkie upokorzenia, jakich doznał od korony i jej urzędników.

Pod koniec czerwca 1502 r. statki admirała dotarły do brzegów Hondurasu. Na brzegu pojawili się Indianie. Mieli więcej ozdób od wyspiarzy, w trakcie tłumaczonej rozmowy wskazywali na zachód, opisując kraj pełen złota. Mieli na myśli miasta Majów lub nawet potężne imperium Azteków.

Kolumb zignorował wskazówki. Był rozgoryczony, albowiem tubylcy nie przypominali Azjatów, a on wierzył wszak, że jest na wybrzeżu Złotego Chersonezu. 2 listopada dotarł do przesmyku panamskiego. Nie zdawał sobie sprawy, że jest tylko 100 kilometrów od Pacyfiku.

Zamiast kierować się na północ i na 15 lat przed Cortezem nawiązać kontakt z Aztekami, płynął dalej na południe. Nie spotkało go tam nic poza wrogimi Indianami, sztormami, chorobami i piekielną suszą. 25 listopada złożona z przeciekających statków flotylla dotarła na Jamajkę. Załogi były wyczerpane, część jednak, na zwykłych dłubankach, udała się przez pełne morze ku zbawczej Hispanioli. Po kilku tygodniach przybyła ratownicza karawela. Kolumb i jego brat dotarli do Kadyksu 7 listopada 1504 r.

Podbój Meksyku

W pierwszym dziesięcioleciu XVI w. konkwistadorzy, usadowieni mocno na Hispanioli i Kubie, poszerzyli swoje horyzonty. Część królewskich urzędników wchodziła wszak w skład załóg ostatnich wypraw Kolumba.

W 1513 r. w Darien, 1500 kilometrów od Jukatanu, założona została pierwsza, stała hiszpańska osada na amerykańskim lądzie. Statki zaczęły się kręcić wokół Jukatanu już w 1508 r. W 1517 – 1518 r. z Kuby wysłane zostały trzy ekspedycje, które nawiązały kontakt z Majami.

Azteccy władcy śródlądowego imperium Meksyku nie posiadali floty, pływali jedynie na małe odległości w prymitywnych łódkach. W 1512 r. dotarła na wybrzeże Meksyku dłubanka z kilkoma przerażonymi uciekinierami z Jamajki. Potem wyłowiono jeszcze kufer z tajemniczymi, nieznanymi ubraniami.

Ze wszystkich odkrywców Kolumba uznaje się za największego. Wszak ani da Gama czy nawet Magellan nie odkryli kontynentu, który byłby nieznany Europejczykom. Widoczne do dziś konsekwencje rejsów Kolumba nie mają sobie równych.

W 1518 r. na dworze Montezumy pewien chłop twierdził, iż na morzu widział „przemieszczające się wielkie wzgórza”. Inni opisywali „trzy białe świątynie na wielkich czółnach”. Mieszkańców ogarnęło wielkie zdziwienie, gdy u swych wybrzeży zobaczyli rozmiary 11 statków Hernana Corteza.

Zdobycie Tenochtitlan wiąże się z jedynym bojowym użyciem statków w walce z Indianami w trakcie podbojów. Poprzecinane licznymi kanałami Tenochtitlan leżało na wielkim jeziorze. Połączone było z lądem czterema groblami. Wiadomo było, że obrońcy je przerwą.

Cortez, przebywający w kraju sprzymierzonych z nim Tlaxcalan, kazał zbudować na początku 1521 r. 13 brygantyn – najwyżej 20-metrowych, płaskodennych okrętów. Mieściły 12 wioślarzy i posiadały jeden albo dwa maszty. Na dziobie umieszczano lekkie działo. Załogę bojową stanowiło 12 żołnierzy z kuszami i arkebuzami.

Do budowy statków wykorzystano takielunek i żagle z karak dwa lata wcześniej zatopionych przez Corteza na meksykańskim brzegu.

8000 tragarzy przeniosło gotowe elementy konstrukcyjne kilkadziesiąt kilometrów w pobliże jeziora do miasta Tetzcoco. Stamtąd poprowadzono kanał długości 2,5 kilometra, głęboki i szeroki na 4 metry. 28 kwietnia zwodowano łodzie w kanale i gotowe do boju puszczono na pełne jezioro. W czasie dwumiesięcznego oblężenia ostrzeliwały obrońców tłoczących się na groblach, taranowały flotylle azteckich piróg, przechwytywały zaopatrzenie, złapanych kurierów wieszając dla przykładu na rejach.

Tylko raz Aztecy zwabili je w trzciny, na płyciznę, pozorując ucieczkę. Dwa statki utknęły na wbitych w dno palach. 30 piróg otoczyło Hiszpanów, ale atakującym nie udało się zdobyć żadnego statku. Zginęło dwóch kapitanów hiszpańskich, wszyscy wioślarze, strzelcy odnieśli zaś rany. Tenochtitlan padło 13 sierpnia 1521 r.

12 października 2012 mija 520 lat od dnia, kiedy wyprawa Krzysztofa Kolumba dopłynęła do archipelagu Bahamów; to wydarzenie uznawane jest dziś za oficjalne odkrycie Ameryki. Przypominamy

tekst z dodatku "Bitwy i wyprawy morskie"

Pozostało 99% artykułu
Nauka
W organizmach delfinów znaleziono uzależniający fentanyl
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku
Nauka
Jak picie kawy wpływa na jelita? Nowe wyniki badań
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Nauka
Północny biegun magnetyczny zmierza w kierunku Rosji. Wpływa na nawigację