Z czym się kojarzy Amsterdam? Jednym z zakazanymi substancjami, innym z rowerami i kanałami, a jeszcze innym ze sklepami z serami. Jest ich prawie tyle co coffee shopów sprzedających wątpliwej renomy ciasteczka.
Ale dla samych Holendrów to właśnie sery, jogurty i generalnie różne wyroby z mleka są narodowym symbolem, w nie mniejszym stopniu niż wiatraki i tulipany. Jeżeli myśleliście, że to Francuzi i Szwajcarzy są, delikatnie mówiąc, zakręceni na punkcie serów, to najwyraźniej nie widzieliście Holendrów.
Przeciętny mieszkaniec kraju zjada o 25 proc. więcej produktów mlecznych niż jego europejscy sąsiedzi. Aż jedna szósta wydatków Holendrów na jedzenie to właśnie różnego rodzaju sery i zwykłe mleko.
Niewielka Holandia ma ponad 1,5 miliona krów, tyle co Belgia, Dania i Szwecja razem wzięte. A produkuje 12 milionów ton mleka rocznie oraz 800 tys. ton serów. I są z tych serów tak dumni, że kawałek Old Amsterdam kupowany na miejscu jest droższy niż taki sam ser w warszawskich – nie najtańszych przecież – delikatesach.
Specyficzną narodowo-serową dumę podsyca również trudna do potwierdzenia historia: oto w 1841 r. komandor floty z Montevideo stoczył bitwę morską z komandorem z Buenos Aires. Gdy skończyła mu się amunicja, do armat załadował kule holenderskiego sera, którymi zabił dwóch wrogich marynarzy, a okręt przeciwnika pozbawił grotmasztu.