Broniewscy poznali się w 1925 roku w Warszawie na jednym ze spotkań lewicującej młodzieży, a początek znajomości jest jednocześnie początkiem korespondencji. Spotykali się i wymieniali listy przez niemal rok, zanim we wrześniu 1926 roku zdecydowali, że wezmą ślub. Oboje sympatyzowali z komunistami, oboje wyznawali też zasady związku opartego na całkowitej szczerości i tolerancji. Rzeczywiście byli wobec siebie bardzo otwarci: w jednym z narzeczeńskich listów Władysław zwierza się Jance z kłopotów z kochanką, odmawiającą przerwania ciąży, w której była z poetą. Jednak na początku 1927 roku Broniewscy wzięli ślub.
Pisywali do siebie w częstych okresach rozłąki, gdy Janina odwiedzała rodziców w Kaliszu, gdy leczyła się w Zakopanem. Początkowo podpisywała się "Jaśka", potem już skrótem "Ja". Z jej listów, których zachowało się znacznie więcej niż odpowiedzi Broniewskiego, wyłania się obraz lewicującej feministki, postrzegającej małżeństwo jako rodzaj pułapki. Janka nie chce rezygnować ze swojej pracy (jest nauczycielką), ceni niezależność, a częstym motywem jej listów są narzekania, że małżeństwo zabiera jej siły życiowe i niszczy ewentualną karierę. Broniewski stara się łagodzić te buntownicze nastroje, choć nie kryje, że chętnie zgodziłby się na nieco bardziej tradycyjne układy w małżeństwie.
Po narodzinach córki Anki Janina wiele czasu zaczęła spędzać o rodziców w Kaliszu, gdzie łatwiej jej było dbać o dziecko. Jej listy zaczynają wypełniać szczegółowe rachunki i prośby o pieniądze, Janina pisze też wiele o trudnych warunkach życia w Warszawie. Przy środkach, jakimi dysponowali Broniewscy, nie sposób było wynająć przyzwoitego mieszkania. Te wieczne problemy z pieniędzmi, służącą, długami, opałem a także znikającym co jakiś czas na hulankach mężem, przygnębiają ją. Janina wielokrotnie pisze, że rozstając się wyświadczyliby sobie wzajemnie przysługę, jednak po kolejnym spotkaniu z mężem zmienia zdanie.
Korespondencję o pieniądzach, wdzięku córeczki i huśtawce uczuć rodziców przerywa list z 25 września 1931. "Jestem daleko, czując się bardzo blisko z Wami w więzieniu śledczym" - pisze Broniewski, którego zaaresztowano w związku z jego pracą w komunizującym "Miesięczniku Literackim" wraz z szóstką pozostałych redaktorów. Napisał o tym wiersz "Magnitogorsk albo rozmowa z Janem" zaczynający się od incipitu "Siedzę z Janem w 13 celi, na Ratuszu, pośrodku miasta". Nie było jednak tak dramatycznie, jak wynika z wiersza. Zaalarmowany przez Janinę Julian Tuwim interweniował skutecznie u swego przyjaciela Wieniawy-Długoszowskiego o rychłe uwolnienie poety i byłego legionisty. Zanim to się stało do celi dostarczono od Tuwima kosz z luksusowych delikatesów "Bracia Hirszfeld" wypełniony drogimi alkoholami i wyrafinowanymi zakąskami. Redaktorów "Miesięcznika.." szybko zwolniono z aresztu, pismo jednak zostało rozwiązane.
Wiosną 1933 roku Broniewski poznał Irenę Helman, śliczną 22-latkę, studentką prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Poeta zakochał się jak sztubak, o czym lojalnie, choć listownie poinformował żonę. Janina, choć wcześniej wielokrotnie rozważała rozstanie z mężem, przeżyła to ciężko. Jednak o wiele bardziej zbulwersowana romansem była rodzina Helmanów, żydowskich kupców z Rosji. Matka i brat ukochanej Broniewskiego "za nic się nie godzą na ten skandaliczny romans, nie tylko z gojem, lecz i bolszewikiem na dokładkę" - jak relacjonowała w liście do męża Janina. To ona jako pierwsza poznała rodzinę ukochanej męża, bo matka Ireny uznała za stosowne właśnie przed Janką wylać swoje żale. Pod koniec tego spotkania do mieszkania wkroczyła osoba najbardziej zainteresowana - sam Broniewski, który, przymuszony przez matkę Ireny, złożył obietnicę, że więcej się z nią nie spotka.