Wszystkie historie, choć warsztatowo bez zarzutu i w szczegółach ciekawe, są łatwo przewidywalne, a momentami nieznośnie trywialne. Najlepsza w tym tomiku jest tytułowa „Trucicielka" – opowiadanie, w którym mamy dość ryzykowny dla pisarzy zestaw: starą kobietę, młodego księdza i mroczne sekrety. Można stworzyć arcydzieło, ale można też stworzyć gniot. „Trucicielka"  arcydziełem nie jest, lecz mimo to warta jest zachodu, w przeciwieństwie do całej reszty.

Znak