"Rzeczpospolita": Zespół The Rolling Stones po raz czwarty przyjedzie do Polski. Trudno w to uwierzyć, ale od ich pierwszego, historycznego koncertu w Sali Kongresowej w Warszawie minęło już ponad 50 lat.
Piotr Metz: Dziś nawet nie jesteśmy w stanie uświadomić sobie, co wówczas, w zgrzebnym PRL, znaczyło gościć w Polsce zespół ze światowej czołówki. Sala Kongresowa funkcjonowała w świadomości Polaków jako uświęcenie wzorowego porządku siedzących nieruchomo główek, które tylko od czasu do czasu potakiwały na zjazdach Komitetu Centralnego. Nagle ta geometria w radykalny sposób została zburzona. W tej świątyni porządku działy się niestworzone rzeczy. Pewna kobieta rzuciła na scenę goździka, którego podniósł Mick Jagger, potem odgryzł kwiat i wypluł w publiczność. Tu nie chodziło już o słuchanie muzyki, ale o doświadczenie wolności.
A jak wspomina to sam zespół?
Na początku lat 90. miałem okazję rozmawiać o tym kon- cercie z Jaggerem. Przyznam, że wstydziłem się zadać mu pytanie o ten występ. Przecież od tamtego czasu Stonesi zagrali już kilka tysięcy innych koncertów. Co on mógł odpowiedzieć? Że dobrze się grało i publiczność ładnie klaskała? Ale po rozmowie z nim dało się odczuć, że ewidentnie warszawski koncert z 1967 roku był dla nich unikatowym wydarzeniem, bo po raz pierwszy zajrzeli za żelazną kurtynę.
I kupili, jak twierdzą niektórzy, dwa wagony wódki za swoje honorarium?