Andrew Basso: Nie miałbym odwagi powtórzyć niektórych sztuczek Houdiniego

Liczy się dobra znajomość zamków i wszelkich urządzeń mechanicznych oraz zdolność manipulowania mięśniami i kośćmi - ujawnia Andrew Basso, jeden z najsłynniejszych eskapologów, czyli iluzjonista specjalizujący się w sztuce ucieczek.

Publikacja: 29.10.2018 18:20

fot. Joan Marcus

Foto: materiały prasowe

Nikt nie zaprzeczy, że uwielbiamy niesamowitość. Z rozbrajającą satysfakcją, często z dziecięcym zachwytem przyglądamy się mającym posmak magii sztuczkom iluzjonistycznym, stojącym w sprzeczności z logiką i prawami fizyki. Ktoś mógłby to nazwać swego rodzaju oszustwem, w najlepszym razie manipulacją. Chociaż to wszystko ogranicza się tylko do złudzenia.

Jak to wszystko jest możliwe? Nadprzyrodzone zdolności, niesłychana zręczność, czy wyłącznie wyobraźnia? Nasz rozsądek nie jest w stanie podążać za szybkością i sprytem sztukmistrzów, manipulujących naszym zmysłem obserwacji i wykorzystujących jego słabość. W wirtuozowski sposób odciągają naszą uwagę, by skoncentrować ją na tym, co leży w kręgu zainteresowania. I zrobią to z powodzeniem, nawet jeśli będziemy się im uważnie przyglądać. Wiadomo, że maestria iluzji swój sukces opiera na zaskoczeniu i zadziwieniu widza, dlatego żaden zawodowy iluzjonista nie ujawnia swoich sekretów. Chociaż są wyjątki, w czasach internetu i najnowszych zdobyczy techniki nie jest możliwe zachowanie tajemnicy do końca. W 1998 roku świat miał możliwość zapoznania się z nimi, bo amerykańska telewizja FOX wyemitowała program „Magia bez tajemnic", ujawniający sekrety pewnych sztuczek. Kilkanaście lat temu oglądali je też telewidzowie Polsatu. I chociaż program wzbudził liczne kontrowersje w świecie iluzjonistów, okazuje się, że temat nie przestał fascynować, bo tak naprawdę siły maga nie stanowi sekret. Liczą się wykreowane przez niego emocje, które potrafią wynieść warsztat iluzjonisty na wyżyny.

Na początku przyszłego roku odwiedzi Kraków, Gdańsk i Warszawę szeroko znany na świecie zespół The Illusionists, który w swoim najnowszym europejskim tournée zaprezentuje widowisko „Iluzjoniści: Prosto z Broadwayu", najbardziej śmiałe i zaskakujące sztuczki, jakie kiedykolwiek wykonywano na scenie. Niezwykły spektakl magii, iluzji, manipulowania percepcją, czytania myśli oraz znikania.

W siedmioosobowej grupie artystów znajduje się jeden z najsłynniejszych dzisiaj eskapologów na świecie, specjalista sztuki ucieczek Andrew Basso, który zdobył sławę dzięki rozwinięciu trików związanych ze sprawną manipulacją dłońmi i przedmiotami.

W 2005 roku 33-letni Basso, ochrzczony następcą legendarnego Harrego Houdiniego, zdobył w Los Angeles światowy tytuł „Mistrza ucieczki" uwalniając się w 64 sekundy z kaftana bezpieczeństwa używanego przez służbę penitencjarną Stanów Zjednoczonych. Jego popisowy numer to nadzwyczaj efektowna i przy tym niebezpieczna próba wymagająca nadzwyczajnych umiejętności. Zostaje przykuty łańcuchem w zalanej wodą komorze ze szkła, w pozycji do góry nogami, w kajdanach, skąd musi się uwolnić w ciągu 3 minut. Andrew Basso, człowiek który dokonał rzeczy niemożliwych i dorastał w micie Harrego Houdini, przyleciał w poniedziałek z Włoch na dwa dni do Polski.

Rzeczpospolita: Pokazał pan kilka sztuczek w telewizji TV.RP.PL, m.in. z wykorzystaniem gazety „Rzeczpospolita". Ale najbardziej jest pan znany ze spektakularnych ucieczek. Na czym właściwie polega eskapologia?

Andrew Basso: To kunszt związany z efektownym uwalnianiem się z pułapki, więzów, komór wodnych, zamkniętych sejfów, co pokazał nam niegdyś wielki Houdini. Węgiersko-amerykański praktyk ucieczkologii doprowadził do perfekcji dyscyplinę własnego ciała oraz umiejętność budowy scenicznego napięcia, wychodząc cało z sytuacji często beznadziejnych. Poznałem całą jego karierę. Oniemiałem po zapoznaniu się z jego słynnymi sztuczkami, niesamowitymi trikami z kartami, ale głównie uwalnianiem się z kajdan i łańcuchów. Wiedziałem, że te ucieczki nie miały znamion mocy nadprzyrodzonej i że ja także będę chciał to robić. Ale przyznam, że niektórych jego sztuczek nie miałbym odwagi powtórzyć...

Jak narodził się eskapolog Andrew Basso?

W 1990 roku, a miałem wtedy 5 lat, do miasteczka Borgo Valsugana na północy Włoch, przyjechał cyrk i podczas występu iluzjonisty widziałem nie ukrywany zachwyt na twarzy mojej mamy. Wtedy powiedziałem sobie, że ja także chciałbym ofiarować ludziom tak żywe wzruszenia. Marzyłem o własnym cyrku, zacząłem ćwiczyć żonglerkę i stworzyłem jednoosobowe show. Potem poznałem maestro Sergio Molinari, który zgodził się nauczyć mnie tajemnic sztuk magicznych. Jestem wdzięczny ojcu, że poświęcił dla mnie dużo czasu wożąc w każdy poniedziałek do odległego o 100 kilometrów Trento. Moja kariera zawodowa zaczęła się latem 2003 r. w wodach jeziora Caldonazzo, od numeru polegającego na wyzwalaniu się z więzów. Byłem trochę onieśmielony, bo oglądało mnie wówczas chyba ze dwa tysiące ludzi. W rok później, znając zaledwie kilka słów po angielsku, znalazłem się na Światowym Seminarium Magii w Las Vegas, najważniejszym na świecie zgromadzeniu iluzjonistycznych tuzów. Szukali wtedy młodego, utalentowanego artysty, który rzuciłby wyzwanie niebezpieczeństwom. Zostałem dostrzeżony i zakwalifikowany spośród najlepszych nastolatków do prestiżowej Mistery School. Pomógł mi też pewnie fakt, że jestem Włochem, a nas darzą względami na świecie. W następnym roku podczas kongresu eskapologii w Los Angeles, zdobyłem światowy tytuł "Escape Champion".

Jesteś w zespole światowych asów, powiedz dwa słowa o The Illusionists.

W 2012 roku australijski producent rozrywki na żywo Simon Painter, wsparty potem przez Lee Marshalla, który przyczynił się do zbudowania fortuny słynnego maga Davida Copperfielda, szukali współczesnych magów dla publiczności XXI wieku. Magów, którzy w epoce dostępności internetu byliby w stanie wyjątkowym repertuarem oczarować widzów w każdym wieku. Painter przyznał kiedyś, że w niestabilnym przemyśle rozrywkowym nie spodziewał się, że event stanie się hitem. Ale kiedy zobaczył, że impreza wciąga trzy pokolenia obserwatorów, od dziadków po wnuków, to uwierzył w międzynarodowy sukces. Jest nas siedmiu, a to jest magiczna liczba. Kiedy zgromadzi się siedmiu niesamowitych iluzjonistów, mentalistów, prestidigitatorów, artystów którzy opanowali i ulepszyli klasyczne sztuczki i iluzje Harry'ego Houdiniego i Davida Copperfielda, to można liczyć, że spektakl jest w stanie zapewnić widzom dużą porcję zachwytu, szoku i zdumienia, ale przede wszystkim oszałamiających wrażeń. Wspomagają nas efekty pirotechniczne i dźwiękowe, choreografowie, a także przyciągające wzrok kostiumy oraz nasze aktorstwo.

Podróżowaliśmy po całym świecie i wszędzie, gdzie byliśmy, był komplet widzów, a mówimy o obiektach liczących minimum 2,5 tysiąca miejsc. W ciągu dziewięciu dni pierwszego występu w Sydney Opera House w styczniu 2012 roku oglądało nas 31 tys. osób. W kilka miesięcy później w Meksyku, dwugodzinne spektakle obejrzało 42 tys. ludzi. Przez sześć lat zapewniliśmy strumień przeżyć dla 3,5-milionowej rzeszy ludzi. The Illusionists stała się renomowaną marką, która podbiła wielokulturową rzeszę globalnych odbiorców, bo jak zauważył Painter „Świat magii to jeden z nielicznych spektakli nie znających barier językowych".

Na twojej trasie wielkie metropolie, Sydney, Hongkong, Dubaj, czy Las Vegas lub Broadway. Spektakl The Illusionists to cel czy punkt wyjścia?

Wspominasz o Broadwayu. To spełnienie marzeń, ale także nowy punkt wyjścia. W wieku 33 lat czuję się jak gdybym zdobył szczyt, ale jestem gotów na nowe podboje.

Twój świat to sztuczki czy magia?

Najodpowiedniejszą definicją mojej aktywności jest termin „artysta niemożliwego". To, co robię, składa się z różnych elementów, zarówno magii, technik manipulacyjnych, iluzjonizmu, prestidigitatorstwa, jak i umiejętności eskapologa, które tworzą wspólny wątek - sztukę niemożliwego. Czyli czegoś, co wydaje się nieprawdopodobne, wprost niewykonalne. Publiczność zna mnie jako specjalistę od ucieczek, w tej dziedzinie się wyspecjalizowałem i to odróżnia mnie od innych wielkich iluzjonistów.

To fakt, że zajmuję się także iluzjonizmem i magią. A ta ostatnia składa się z kilku elementów: przeróżnych sztuczek, fałszywych drzwi lub pudeł z podwójnym dnem, nie zauważalnych przez publiczność. Następnie z iluzji otoczonej trikami, dymem, światłami. Ale nie doszliśmy jeszcze do rzeczywistej magii. Pojawia się ona podczas scalenia maga z widownią. Moje punkty programu przemiennie podnoszą napięcie i rozbawiony nastrój. Pokazuję, jak można wygrać w kasynie, zatrzymać bicie serca lub przywrócić rękę Houdiniego do życia. Dopowiem jeszcze, że sztukę zdumienia tworzy mieszanka komedii z magią, chociaż w moim przypadku chodzi o dobrą znajomość zamków i wszelkich urządzeń mechanicznych, oraz zdolność manipulowania mięśniami i kośćmi. W naszym zawodzie liczy się mistrzowska technika, niesłychane umiejętności, surowa dyscyplina, ustawiczny wysiłek, oraz talent. Ale przede wszystkim wiele, wiele pracy. Aby móc kontrolować umysł oraz ciało, muszę wiedzieć wszystko na temat "ludzkiego komputera", funkcjonowania organizmu, bo nieraz mały szczegół, jeden niefortunny ruch mógłby okazać się fatalny.

Właśnie. Czy często znajdujesz się na granicy?

Przygotowując nowy program uważnie analizuję granicę oddzielającą ostrożność od śmiałości i śmiałość od szaleństwa. Niejednokrotnie zmuszam organizm do olbrzymiego wysiłku, wytężam siły do ostatecznych granic, nie tracąc przy tym zimnej krwi. Podejmując ryzykowne posunięcia, decyduję jak daleko mogę się posunąć. Mierzyłem się z niskimi temperaturami, a zimno wciąż pozostaje dla medycyny tajemnicą i nie przebacza aroganckim i lekkomyślnym. W sytuacji zagrożenia wzrasta napięcie i pojawia się niepewność oraz lęk o to czy przypadkiem czegoś nie zepsuję. Często zbliżam się do mrocznego królestwa, czegoś, co nazywam „absolutem" zawierającym sens śmiertelności, ale delikatnie wypieram je ze świadomości. W przeciwnym wypadku mogłoby dojść do osłabienia koncentracji i zachwiania emocji.

Wiadomo, że człowiek nieustannie przesuwa granice fizjologii, doskonale adaptuje się do zmian środowiskowych. Dotyczy to ekstremalnych temperatur, zmian ciśnienia, krańcowego wysiłku fizycznego, strachu i innych emocji. Kiedy życie zawisa na włosku, muszę polegać wyłącznie na sobie, ale też i mieć pełne zaufanie do asystentów. Nie ukrywam, że na początku kariery zdarzały się zuchwałości, które stopniowo zastąpiłem ostrożnością.

Opowiedz mi o swoim idolu, Houdinim.

Prawie w każdej książce o iluzji, którą czytałem w młodości, spotykałem się z imieniem Harry'ego Houdiniego, poznałem całą jego karierę. Byłem oniemiały jego słynnymi sztuczkami, niesamowitymi trikami z kartami, ale głównie uwalnianiem się z kajdan i łańcuchów. Wiedziałem, że te ucieczki nie miały znamion mocy nadprzyrodzonej i że ja także będę chciał to robić. Odkryłem w nim unikalną osobowość, magnetyzm i charyzmę. W moich oczach stał się mitem czarodzieja wszech czasów, źródłem moich inspiracji. Zdałem sobie sprawę, że kluczem do jego sukcesu było odróżnienie się od innych poprzez robienie czegoś, czego nikt inny nie był w stanie dokonać. I wtedy już wiedziałem, że pójdę taką drogą.

Co sądzisz o zjawiskach telewizyjnych takich jak Dynamo?

Promują sztukę iluzjonizmu szerokim masom i dzięki sieci, portalom społecznościowym, telewizji przybliżają młodych ludzi. Sądzę, że później pójdą oni do teatru, by doświadczyć niemożliwego na własnej skórze i stać się częścią magicznego świata, gdzie nic nie jest takim, jakim mógłby się wydawać. Warto wspomnieć, że w Polsce macie kilku wybornych iluzjonistów.

Jakie znaczenie ma adrenalina podczas występów?

To hormon, którego potrzebę czuję w życiu codziennym. Podnieca, sprawia że wszystko wokół jest bardziej interesujące. Kiedy jestem zakuty w kajdany i wiszę zanurzony w wodzie do góry nogami, czuję jak gotuje mi się krew, jak poziom adrenaliny rośnie do 100 procent. I to są chwile, kiedy muszę dbać o każdy najmniejszy szczegół techniczny i czuwać nad jego kontrolą.

Jakie zasady wyznajesz?

Moje motto to "Chcieć, to móc", a także "Jeśli naprawdę wierzysz, to nic nie jest niemożliwe". Optymizm, silna wola, determinacja i wiara w powodzenie, zawsze pozwolą dojść do celu. Często to tylko kwestia czasu. Nie miałem rozesłanego czerwonego dywanu, moje początki były trudne, mało kto wierzył w to, co robię, wielu mnie dyskredytowało. Tylko dzięki krnąbrnemu uporowi szedłem do przodu i rozwijałem się w moim rzemiośle.

Jakieś dramatyczne chwile, wypadek przy pracy?

Kilka lat temu zdarzył mi się bardzo poważny wypadek podczas transmisji w TV RAI. Wydostałem się w ostatniej chwili ze skrzyni wypełnionej ładunkami wybuchowymi, na co miałem zaledwie 10 sekund, bo później miał uderzyć w nią rozpędzony samochód i zdetonować ładunek. Wybuch rzucił mnie na ziemię, gdzie dosięgły płomienie ognia. Technicy przedobrzyli w kreacji spektakularnego incydentu i nie zabezpieczyli należycie tego wybuchu. Tam gdzie odzież ochronna nie pokrywała ciała, doznałem poparzeń trzeciego stopnia. Pojawiły się nade mną ciemne chmury, mogłem pożegnać się z karierą. Jednak leżąc obandażowany w szpitalu ani na chwilę nie przestałem wierzyć, że wrócę do pracy. No i jestem tutaj. Były jeszcze inne drobne wypadki przy pracy, głównie wynikające z błędów popełnionych przez asystentów i techników. Dlatego dzisiaj zwracam większą uwagę właśnie na zespół techniczny. Dzięki Bogu i mojemu aniołowi stróżowi nie dotknęły mnie inne większe nieszczęścia.

Na czym polega twoja technika?

W przypadku eskapologii technika stanowi fundament, a to wymaga treningu i jeszcze raz treningu. Jako kilkunastolatek prosiłem ojca, by przywiązywał mnie do krzesła. Bywało, że przez dwie godziny próbowałem bez powodzenia rozwiązać linkę. To wtedy nauczyłem się "czuć moje ciało", rozpoznawać jego sygnały i potem je wykorzystywać. Starałem się też wykształcić pewne rodzaje mechanizmów obronnych organizmu, które zapewniałyby potem instynktowne reakcje.

Najprzyjemniejsze wspomnienie?

Najmilszym komplementem obdzieliła mnie pewna nie pierwszej młodości kobieta. Do asystowania mojego numeru zaprosiłem małego chłopca i zamieniłem go w maga, który nie zdając z tego sprawy, dokonał efektownego triku. Po spektaklu podeszła do mnie ta kobieta, która okazała się babcią chłopaka i zapewniła: „To było wspaniałe przeżycie, bo przez chwilę poczułam się w skórze mojego wnuka, kiedy miałam tyle lat co on dzisiaj. To radosne podniecenie przeniosło mnie do beztroskich lat dzieciństwa". Cenię sobie bliski kontakt z publicznością. Jej zachwyt, wzruszenie i niedowierzanie, oraz oderwanie się od szarości świata materialnego czy zanurzenie się w jedynych w swoim rodzaju realiach Krainy nie Wyjaśnionego, stanowią uhonorowanie i gratyfikację.

—rozmawiał Jacek Pałkiewicz

Autor szkolił Andrew Basso w zakresie strategii przetrwania w skrajnie surowych i niegościnnych środowiskach oraz uczył go pokonywania barier osobowości w warunkach krańcowego obciążenia.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"