Raz zdarzyło mi się, że wpadli do mnie znajomi, a ja nie miałem zrobionych zakupów. Wyjąłem wszystko, co miałem, a były to marchewki, jajka, kawałek gorzkiej czekolady i kostka białego sera. Upiekłem z tego babeczki marchewkowe z serem w środku, z odrobiną czekolady, posypane tartym imbirem.
Na ogół jednak staram się mieć w szafce dobrej jakości oliwę i makarony, z których szybko można ugotować smaczne danie dla niezapowiedzianych gości. Dbam, aby w lodówce były również jajka, masło, twardy ser, np. parmezan lub owczy, włoski pecorino, cytryny i pomidory. Długo świeżość zachowują imbir, czosnek i trawa cytrynowa, które są świetnymi przyprawami. Na parapecie hoduję zioła, dodaję je do wszystkich potraw. Szczególnie lubię kolendrę. Z tych produktów szybko można ugotować pastę, np. z oliwą i czosnkiem, posypać startym serem i ziołami. Jeśli ma się w domu jeszcze sałatę rzymską lub lodową albo szpinak, można ją zrobić np. z pomidorami i sosem winegret i podać jako dodatek do makaronu lub na przystawkę. Dobrze zawsze mieć pod ręką bakłażana i cukinię, które można piec, smażyć, grillować lub podawać na surowo w sałatce.
Osobom, które nie potrafią gotować, a chciałyby podjąć gości, radzę, by zaczęły od sałatek. Wyglądają efektownie i nie da się ich zepsuć. Ważne, by kierować się własnym smakiem, a nie jedynie przepisem. Gwarantuję, że jeśli nam będzie smakowało, gościom również. Nie można się zrażać, gdy coś nie wyjdzie za pierwszym razem (moje dania często są poprzedzone kilkoma próbami, nim znajdę właściwy ich smak). Sałaty można łączyć z grillowanym mięsem, rybą, z warzywami ugotowanymi na parze lub z surowymi czy z puszki. Sosy sałatkowe świetnie smakują doprawione kolendrą, szpinakiem, sokiem z limonki czy pomarańczy. Bardzo prosto można przygotować ryby. Z przesmażonej ryby można zrobić pastę, natomiast niedogotowany czy niedosmażony łosoś, tuńczyk lub halibut smakują najlepiej. Nie polecam eksperymentowania z homarami czy rakami, bo trzeba mieć trochę doświadczenia, by je dobrze zrobić. Z myślą o gościach warto nauczyć się kilku wykwintnych dań. Ostatnio mój kolega Tomek zaprosił mnie na kolację. Podał koktajl z krewetek i awokado w kieliszkach koktajlowych, potem carpaccio, dobrze upieczoną polędwiczkę wieprzową z sałatą lodową z sosem jogurtowo-majonezowym. Wszystko było przepyszne. Okazało się, że mój drugi kolega, Romek, jadł u Tomka identyczną kolację.
Gdy zapraszam gości, nie kieruję się ich preferencjami smakowymi. Oczywiście, jeśli ktoś jest uczulony na dany składnik, nie poddaję go próbie, dając mu do jedzenia coś, czego jeść nie może. Ale pozostałym narzucam swój styl. Menu układam w taki sposób, by goście mieli frajdę z jedzenia. Duże znaczenie ma dla mnie sposób podania potrawy. Na talerzach wyczarowuję dzieła sztuki, po to, aby np. zachęcić tych, którzy czegoś nie lubią, do spróbowania. Gdy kupiliśmy z Moniką (żoną) mieszkanie, zaprosiliśmy na obiad rodzinę. Przyjechały nasze ciocie, babcie, przyzwyczajone do jedzenia – przy okazji takich spotkań – smażonego kotleta z piersi kurczaka, flaków czy rosołu. Podjąłem je daniami, których nigdy nie jadły. Zacząłem od zupy z dyni z mlekiem kokosowym i kolendrą, potem była zapiekana ryba, pieczone mięso z zimnym sosem majonezowym. Na deser podałem krem brulee w filiżance do kawy. Moja babcia stwierdziła, że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek jadła. Byłem zdumiony. Obawiałem się, że połowa rodziny nie tknie większości dań. Ale myliłem się.
Nie lubię, gdy ktoś stwierdza, że coś jest niesmaczne. Jednemu jakieś danie nie smakuje, ale kto inny może się nim zajadać. Można krytykować oczywiście, gdy sos jest za słony czy mięso za twarde. Gdy pracowałem w Malinowej w Bristolu, przyszedł pewien pan, który po obiedzie zwrócił mi uwagę, że polędwica wołowa z sosem na bazie becherovki i sorbetem z ogórka z dodatkiem koniaku ładnie wyglądała, ale to połączenie smaków nie przypadło mu do gustu. Dodał, że docenia trud, jaki włożyłem w przygotowanie dania, ale jemu nie smakowało. To rozumiem.