Szukam wielkich indywidualności

Rozmowa ze Stanisławem Leszczyńskim, dyrektorem Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego „Chopin i jego Europa”

Aktualizacja: 07.08.2008 15:50 Publikacja: 07.08.2008 12:38

Stanisław Leszczyński: w tym roku dominować będzie rosyjska szkoła chopinowska, wystąpi wielu świetn

Stanisław Leszczyński: w tym roku dominować będzie rosyjska szkoła chopinowska, wystąpi wielu świetnych jej przedstawicieli, zarówno tych dojrzałych, jak i młodych

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Czy festiwal chce przyciągnąć widzów doborem utworów, czy nazwiskami sławnych wykonawców?

Stanisław Leszczyński: – Dla mnie jest to zawsze nierozłączne, muzyka bez kreatywnego wykonawstwa nie istnieje. Ta „twórcza odtwórczość” może sprawić, że czasami odnajdujemy interesujące wartości w dziełach zapomnianych przez historię. Jeśli zatem znakomity artysta proponuje festiwalowi utwór średniej klasy, jestem entuzjastą takiego pomysłu. Wierzę bowiem, że dzięki jego interpretacji będziemy mogli obcować z ciekawą muzyką. Jeżeli natomiast ze względu na koncepcję programu powinienem włączyć do niego konkretny utwór, ale mogę zdobyć jedynie artystę średniej klasy, chętnie zastąpię owo dzieło innym, o mniejszej wartości, ale właśnie w wybitnym wykonaniu.

Czy mamy jednak na świecie wielu naprawdę wybitnych pianistów? Podobno epoka wielkich indywidualności skończyła się z odejściem Vladimira Horowitza, Artura Rubinsteina czy Światosława Richtera.

Wszyscy dostrzegamy kryzys kryteriów i pewnej estetyki, a problem ten dotyka nie tylko pianistów. Pod względem technicznym poziom umiejętności muzyków jest znacznie wyższy niż kiedyś. Wystarczy porównać nagrania – te dawne i te współczesne, a najbardziej jaskrawo można to zilustrować przykładami ze świata opery. Weźmy choćby płyty z pierwszej połowy XX w., na których orkiestry z teatrów włoskich grają „od siedmiu boleści”, ale jak to robią! Świetnie akompaniują, bezbłędnie czują frazę, a ekspresja i narracyjność jest fascynująca. Trudne jest to do osiągnięcia ze współczesnymi, perfekcyjnymi technicznie orkiestrami. Podobnie jest z solistami czy dyrygentami. Wszyscy są wspaniali, ale jeśli chcemy, by ktoś oczarował nas głębią treści czy indywidualnością interpretacyjną – tych wartości szukajmy raczej w przeszłości.

Może współczesny świat nie potrzebuje indywidualności w żadnej z dziedzin?

Absolutnie tak, to jest choroba naszej cywilizacji. Potrzebujemy idoli, ale nie autorytetów. W sferze kultury ulegamy tej dolegliwości wszyscy, zarówno twórcy, jak i komentatorzy. Na poziom najwyższy wprowadza się dzisiaj często coś, co z punktu widzenia minionych lat na to nie zasługuje, a współczesne gwiazdy bledną w porównaniu z ich znakomitymi poprzednikami.

Jako dyrektor festiwalu nie ustaje pan jednak w poszukiwaniu nowych nazwisk. Ma pan nadzieję odkryć kogoś naprawdę fascynującego?

Wychowałem się w trochę innym świecie. Pasja do muzyki jest u mnie nierozerwalnie związana z chęcią obcowania z prawdziwymi indywidualnościami. Należę do pokolenia, które w czasach studenckich zwalniało się z zajęć, by posłuchać nieznanych nagrań Vladimira Horowitza, jakich dostarczał w tamtych czasach Jan Weber z Polskiego Radia. Dzisiaj dla młodych ludzi takie opowieści brzmią abstrakcyjnie.

Czy wśród młodych pianistów, których prezentował pan na poprzednich trzech edycjach festiwalu, ktoś pana szczególnie zafascynował?

Niestety muszę przyznać, że więcej było rozczarowań niż przyjemnych zaskoczeń. Nawet w przypadku tych młodych, rekomendowanych nam przez wielkich artystów. Pojawiło się jednak paru kreatorów muzyki, choćby Frédéric-Francois Guy.

A jeśli chodzi o uznane pianistyczne sławy? Kogo nie udało się zaprosić?

Radu Lupu. Mimo że miałem osobisty z nim kontakt oraz wsparcie osób mu bliskich, to jednak jest szalenie niezależny i trudny do osiągnięcia. Bardzo się więc cieszę, że Filharmonia Narodowa skłoniła go do przyjazdu i 1 maja zagra w Warszawie. Mam również nadzieję na jego udział w naszym festiwalu. Mogę się natomiast pochwalić, że po kilkuletniej wymianie korespondencji pozyskaliśmy Maurizio Polliniego, który przyjedzie w 2010 roku, ustaliliśmy już konkretną datę.

Czy po trzech edycjach festiwalowi łatwiej jest pozyskać uznanych artystów?

Tak. Zadziałał zresztą prosty schemat. Zawsze najtrudniejsze są pierwsze kroki, ale gdy od początku impreza taka jak nasza potrafi zgromadzić wybitne nazwiska, stanowią one najlepszą rekomendację. Dostajemy korespondencję z wielu agencji zagranicznych, świadczących o rzeczywistym uznaniu dla naszego festiwalu.

A może ważny jest też fakt, że festiwal porusza się głównie w świecie muzyki XIX wieku? To obszar, co prawda, ogromny, ale i bezpieczny, sprawdzony i lubiany przez wykonawców.

To prawda, ale jednak każdego roku festiwal ma inną dominantę programową. Staramy się wychodzić poza wiek XIX, albo w stronę współczesności, albo interesuje nas jakiś gatunek czy forma muzyczna. Chcemy jednak, by festiwal miał jak największą publiczność. To ma być impreza popularna, w dobrym znaczeniu tego słowa, zarówno dla słuchacza przeciętnego, jak i dla wyrafinowanego odbiorcy także z Europy, który wybrawszy się latem do Polski, pragnie zobaczyć Warszawę, ale wejść również w sferę naszej muzyki. Na pewno festiwal nie powinien stać się zamkniętą enklawą, imprezą środowiskową, co bardzo zawęża możliwości organizacyjne i utrudnia dotarcie do słuchaczy.

Rok temu festiwal badał tradycje i wpływy romantyzmu. Czym zajmie się obecnie?

Koncentrujemy się na indywidualnościach, tych z przeszłości, jak i z czasów zdecydowanie nam bliższych. Wyjaśnia to tytuł tegorocznej edycji „Od Pogorelicia do Czajkowskiego”, choć drugie nazwisko zostało użyte w sposób nieco mylący. Szukamy indywidualności wykonawczych, a poza tym – wbrew temu, co pan mówił – wychodzimy poza XIX w. Są w tegorocznym programie utwory Lutosławskiego, Gubajduliny czy właśnie Andrzeja Czajkowskiego, niezwykle oryginalnego pianisty i kompozytora zmarłego w 1982 roku. Patronem festiwalu jest i pozostanie Chopin, ale jego twórczość chcemy pokazywać w sposób zuniwersalizowany. Mam pomysł, by w roku 2010 artyści całej Europy, niezależnie od tego, jaki gatunek muzyki reprezentują, przyjechali do Warszawy i skłonili głowę przed Chopinem. Tak, by pokazać, że wśród zróżnicowanych kultur europejskich i różnych epok Chopin ma swoje wyjątkowe miejsce. Każdy, czy będzie to wykonawca chorałów gregoriańskich, czy muzyki renesansowej, umieści w swym programie jakiś chopinowski motyw.

To jest zresztą atut tego festiwalu, który nie stara się przekonać Europy, że tylko my, Polacy, potrafimy we wzorcowy sposób odczytać muzykę Chopina.

Utwory Chopina zawsze są obecne w naszym programie, ale w odpowiednich proporcjach do dzieł innych kompozytorów. A poza tym chcemy pokazać różne sposoby odczytywania jego muzyki, przecież na przykład Niemcy naprawdę inaczej grają Chopina niż Rosjanie. W tym roku dominować będzie rosyjska szkoła chopinowska, wystąpi wielu świetnych jej przedstawicieli, zarówno tych dojrzałych, jak i młodych.

Wierzy pan, że publiczność tegorocznych koncertów będzie usatysfakcjonowana?

Tak. A tym, którym się spodoba tegoroczny program, mogę obiecać, że następne edycje będą jeszcze ciekawsze. W 2009 roku chcemy położyć większy nacisk na wykonawstwo historyczne, a za dwa lata, w Roku Chopinowskim, festiwal będzie trwał cały sierpień i wielkich atrakcji na pewno nie zabraknie.

Rz: Czy festiwal chce przyciągnąć widzów doborem utworów, czy nazwiskami sławnych wykonawców?

Stanisław Leszczyński: – Dla mnie jest to zawsze nierozłączne, muzyka bez kreatywnego wykonawstwa nie istnieje. Ta „twórcza odtwórczość” może sprawić, że czasami odnajdujemy interesujące wartości w dziełach zapomnianych przez historię. Jeśli zatem znakomity artysta proponuje festiwalowi utwór średniej klasy, jestem entuzjastą takiego pomysłu. Wierzę bowiem, że dzięki jego interpretacji będziemy mogli obcować z ciekawą muzyką. Jeżeli natomiast ze względu na koncepcję programu powinienem włączyć do niego konkretny utwór, ale mogę zdobyć jedynie artystę średniej klasy, chętnie zastąpię owo dzieło innym, o mniejszej wartości, ale właśnie w wybitnym wykonaniu.

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"