Za dwa tygodnie skończy 66 lat. Jako architekt zaczynał późno – uczył się stolarstwa, pierwszym pedagogiem był jego ojciec, snycerz i wykładowca przedmiotu w szkole średniej. „Chwalił mnie już po półrocznej nauce, że umiem wszystko – wspominał Zumthor po latach. – Ale gdy na końcowych egzaminach wypadłem fatalnie, ojciec był wściekły”. Niedoszły stolarz zaczął studia w szkole sztuk pięknych w rodzinnej Bazylei, wyjechał na dalszą naukę do Nowego Jorku; gdy wrócił w 1968 roku, dostał posadę architekta w wydziale konserwacji kantonu Graubünden.
Do dziś związany jest z tym rejonem Szwajcarii – tu w 1983 r. stanął jego pierwszy budynek (szkoła podstawowa w Churwalden), tu trzy lata później otworzył w małym miasteczku Haldenstein swe studio, Atelier Zumthor. Choć w międzyczasie nieco rozbudowane, należy do pracowni niewielkich – architekt uważa, że 20 osób personelu to liczba całkowicie wystarczająca. „Tak powinno być – przekonuje. – Dzięki temu mogę być autorem wszystkiego. Gdy biorę na warsztat projekt, pracuję cały czas razem z zespołem”.
Jest znany z budynków cichych, spokojnych, wyróżniających się przemyślanymi proporcjami, niezwykłym wykorzystaniem naturalnego światła i materiału: surowość drewna, betonu, kamienia wzmaga efekt powagi i szacunku dla natury. Jego najbardziej popularnym i najczęściej wymienianym projektem jest hotel z ciepłymi źródłami w Vals, miejscu otoczonym wysokimi górami. Zumthor podjął się rozbudowy starego pensjonatu, gdy mieszkańcom wioski zaczęła grozić bieda.
Przygotowano solidny biznes plan, obmyślono kampanię promocyjną, wykorzystano nietypowe dla gorących źródeł położenie. Zumthor sięgnął po lokalny kamień, szary kwarcyt, budując z niego 5-metrowej wysokości „stoły” zestawione niczym labirynt i częściowo wpuszczone w stok. Cisza, jaka dominuje w tym górskim spa, w nocy podsuwa myśl o kontemplacji – nad głową widać gwiazdy, jedynym dźwiękiem jest cichy plusk wody. Nawet zegar nie tyka – architekt sprzeciwił się przypominaniu o upływających godzinach.
Dwie inne znane realizacje to Art Museum w austriackiej Bregencji (1997), kryty półprzezroczystym szkłem sześcian, pozornie nie pasujący do charakterystycznej zabudowy miejskiej małego miasteczka żyjącego z całorocznej turystyki. Jednak ten jedyny niemal nowoczesny budynek idealnie wtapia się w krajobraz, odbijając otaczające miasto szczyty i wody Jeziora Bodeńskiego. Wieczorem gładkie ściany odbijają światło wnętrza, w nocy spełniają rolę gigantycznego ekranu.