Amerykański saksofonista kojarzony jest ze smooth jazzem, jednak rozmachem swego show znacznie dystansuje koncertujących u nas wcześniej Chrisa Bottiego czy Matta Duska. Podczas koncertu próbował (z wdziękiem, ale na szczęście krótko) mówić po polsku i dużo żartował.
Wspólnie z kierowanym przez siebie zespołem zmieniał nastroje od patosu bliskiego fanom Piotra Rubika, poprzez latynoską fiestę, do rodzaju muzycznego cyrku z pokazem żonglerki jednego z perkusistów włącznie. A w dodatku grał nie tylko na estradzie, ale także krążąc po sali.
Obecni wysłuchali przekroju repertuaru Kenny’ego G. od starych szlagierów w klimacie albumów „Breathless”, „Duotones”, „Gravity” czy „Silhouette”, po południowoamerykańskie miłosne utwory z najnowszej płyty.
Nie wszystkich wszystko zachwyciło, ale brawa były gorące. I chyba przekonały Kenny’ego G., że warto bywać u nas częściej.