Płacenie za butelkowaną wodę na herbatę długo wydawało mi się fanaberią. Dzisiaj to stała pozycja na mojej liście zakupów. Tak oczywista jak… chleb. Żyjemy przecież o chlebie i wodzie.
Nie bez powodu butelkowana woda to jeden z największych sukcesów marketingowych XX wieku. Świadczy o tym mnogość marek, coraz wyższe cenny, nowatorskie reklamy i opakowania. Ekskluzywne butelki przypominają flaszki z alkoholami: wódką, whisky, winem. Nie wiem, czy to przypadek, że do butelek od wina upodabniają się te z wodą z Włoch (na przykład Filette) czy z Australii i Nowej Zelandii (Tasmanian Rain, Antipodes), a te ze Skandynawii do wódek: duńska Iskilde, finlandzka Venn, norweska Imsdal.
Polskie opakowania wody nie przełamały jeszcze klasycznego podejścia, w którym butelka ma być ergonomiczna (słusznie), a etykieta podkreślać, że woda pochodzi ze źródeł naturalnych i jest zdrowa. Stąd zdobiące je akwarelowe pejzaże (ustronianka, cisowianka, jurajska) i widoki uzdrowisk (staropolanka-zdrój, nałęczowianka).
[wyimek]Prywatną etykietę może zamówić każdy. Na przykład na wesele z imionami państwa młodych i datą ślubu[/wyimek]
Marki Ty Nant mają natomiast przepiękną asymetryczną butelkę PET zaprojektowaną przez Rossa Lovegrove w 2001 roku.