Robert Jaworski, lider żywiołaczej sfory, wraca w sobotę z nowym projektem jako Roberto DELIRA. Coraz więcej zespołów w praCoVni chce zresztą zagrać. Zabawne, że klub ten – w obecnej postaci – powstał przez przypadek.
[srodtytul]Więcej niż klienci[/srodtytul]
Krzysztof Walczak, inżynier elektryk z dyplomem Politechniki, jako jeden z pierwszych budował w Polsce szkieletowe domy kanadyjskie. Zrobił sobie przerwę, po czym skoncentrował się na tym, co sprawia mu przyjemność. Lubił bilard – otworzył klub bilardowy. Kolega Maciek „Grucha” Kołodyński po Mikołajkach Folkowych w Lublinie namówił go do zorganizowania w nim koncertu ukraińskiego zespołu.
Cudzoziemcy nie za bardzo mieli za co wrócić do ojczyzny, do tego wszystkie oczy były wówczas zwrócone na ich kraj za sprawą pomarańczowej rewolucji. Jako że Walczak dzielił z „Gruchą” sympatię do muzyki folkowej, nie trzeba go było namawiać. Trzeba było za to wynieść pięć stołów bilardowych, każdy po 300 kg. Ale było warto. Przyszło 100 osób, głównie Ukraińców. To dało panom do myślenia.
– Zaczęliśmy się z Maćkiem rozglądać, bo to jednak nie były to miejsce i ta widownia. Zdarzają się wyjątki, ale biedna, robotnicza, tramwajarska Wola w muzyce nie gustuje – mówi Walczak.
Wraz z dwoma wspólnikami znaleźli więc praCoVnię. Kupili, nie zmieniając nazwy. Dziś, po czterech i pół roku, z tamtej paczki pozostał tylko Walczak. Ale – co ważniejsze – zostały też założenia. Do Walczaka i Gierszewskiego jako wspólnik dołączył Wojtek Łasicki, dawny radiowiec, dziś organizator koncertów w Domu Kultury Praga.