Kod kreskowy Chopina

Co się działo w głowie słynnego kompozytora i jak go przenieść w XXI w., pokazuje nowe muzeum

Aktualizacja: 16.03.2010 09:24 Publikacja: 16.03.2010 01:17

Wnętrza warszawskiego Muzeum Chopina. W tej sali, przesuwając palcami po ekranie dotykowym, oglądamy

Wnętrza warszawskiego Muzeum Chopina. W tej sali, przesuwając palcami po ekranie dotykowym, oglądamy m.in. portret Chopina w notesie z rysunkami Elizy Radziwiłłówny

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

„Jeden wąchał, com pluł, drugi stukał, skądem pluł, trzeci macał i słuchał, jakem pluł. Jeden mówił, że zdechłem, drugi, że zdycham, trzeci, że zaraz zdechnę” – tak Fryderyk Chopin opowiadał o wizycie trzech znakomitych medyków w liście do swego przyjaciela Juliana Fontany. Takich listów, napisanych ze swadą i cierpką autoironią, można będzie posłuchać w nowym multimedialnym muzeum kompozytora, które w kwietniu zostanie otwarte w Warszawie. To Chopin, jakiego państwo nie znają. O znajomych wyraża się per kwoczka, kiep i wiecheć, wygraża: „kijem tej starej łodydze”. Jest męski, porywczy, bez śladów romantycznego rozmemłania. Bez gęby, jaką od 100 lat się mu przyprawia. „Nie mów ludziom, że jestem chory, bo zrobią bajkę” – kończy się list do Fontany.

Bajka jednak powstała. „Prześladowany jest nieustannie przez swą natrętną legendę, która wypacza, fałszuje, stylizuje”, przez „pseudopoezję i czułostkowość”, z jaką się go przedstawia – pisał o Chopinie Stefan Kisielewski w latach 50. Dlatego się zaniepokoiłam, słysząc, że ekspozycja w nowym Muzeum Chopina, przygotowana przez włoskie biuro Migliore+Servetto Architetti, uznanych twórców ekspozycji muzealnych, to próba uchwycenia „emocjonalnych krajobrazów” w jego biografii.

– To nie są skrajne emocje w rodzaju płaczących ludzi na Cmentarzu Pere-Lachaise – wyjaśnia kuratorka muzeum Alicja Knast. – Muzea są przestrzenią dość statyczną, my staraliśmy się ją zmiękczyć. Zależało nam, żeby się nie skupiać na polskości Chopina, ponieważ jest to jeden z wielu aspektów jego twórczości, często nadużywany w interpretacjach – dodaje.

[srodtytul]Grające szuflady[/srodtytul]

W muzeum każdy sam wybiera sobie marszrutę. – Tę formę zainspirował budynek, pałac Ostrogskich – mówi Ico Migliore, autor ekspozycji. – W 11 pokojach powstało 11 ekspozycji. Każda opowiada osobną historię. Można je zwiedzać, nie bacząc na chronologię – wyjaśnia.

Eksponatów można dotykać. Nie owiniemy sobie wokół palca pukla włosów George Sand, ale będziemy mogli na przykład rozłożyć na pulpicie fortepianu nuty, a wówczas na ścianie zobaczymy film ze słynnymi interpretacjami koncertowymi wybranego utworu.

Dźwięki są wszędzie. Czasem w przytłaczającej ilości – gdy uruchomimy zbyt dużo grających lub gadających urządzeń.

– To świadomy zabieg – tłumaczy Ico Migliore. – Są w muzeum miejsca, w których można w skupieniu słuchać muzyki w słuchawkach, i są takie jak pokój z grającymi szufladami, w których mamy się poczuć trochę zdezorientowani. Chcieliśmy pokazać, jak skomplikowane rzeczy dzieją się w głowie kompozytora, że słyszy jednocześnie wiele melodii i dźwięków, śpiew ptaków, wiatr. To przeładowanie ma więc pozytywny wymiar. Pokazuje, że kreatywność nie jest procesem racjonalnym – dodaje.

[srodtytul]100 km kabla[/srodtytul]

Jak bardzo to muzeum różni się od tego, co znamy, pokazuje zabawne nieporozumienie. Podchodzę do stolika, na którym leży książka z pustymi kartkami i kodem kreskowym. Na jednej ze stron ktoś odręcznie spisał pierwsze wrażenia, jak w księdze pamiątkowej. Miło, tyle że ta książka służy do wyświetlania obrazów: zdjęć, zapisu nutowego pierwodruków! Dzięki projektorom LED i kamerom WEB odczytującym kody paskowe, gdy przekładamy strony, na pustych kartkach wyświetlają się obrazy nut i ekran dotykowy. Przy jego pomocy włączamy wybrane utwory.

Za tę multimedialność i interaktywność odpowiada 100 km kabla ukrytego w ścianach pięknie odnowionego późnobarokowego pałacu Ostrogskich. Przy wejściu zwiedzający otrzymuje kartę, na której koduje informacje, w jaki sposób chce zwiedzać wystawę (np. ile ma czasu). Dzięki systemowi RFID, Radio Frequency Identification, fale radiowe z tymi informacjami są odczytywane na kolejnych etapach zwiedzania i pozwalają dostosować treści do poziomu zaawansowania zwiedzających.

Projekt adaptacji i rewitalizacji zabytkowego budynku przygotowało biuro Grzegory & Partnerzy Architekci. Budynek jest w 90 proc. dostępny dla niepełnosprawnych. Nowoczesne elementy we wnętrzu: szklane kładki, stalowe ramy windy, drzwi i wykończenia, zrobiono z imponującą dbałością o jakość.

[srodtytul]W imadle[/srodtytul]

Idąc pod górę Tamką, jedną z najbardziej stromych ulic w Warszawie, vis-a-vis pałacu Ostrogskich, widzimy szklaną bryłę zakleszczoną w betonowym imadle – nowy gmach Centrum Chopinowskiego. Ten budynek stawia na surowość – beton raz wygląda jak pożarty przez korniki, raz jak drapany ostrym narzędziem.

Skąd to wrażenie zakleszczenia w imadle? Na niższych kondygnacjach zrekonstruowano elewację XIX- wiecznej kamienicy, która poprzednio stała w tym miejscu – taki wymóg postawił konserwator zabytków.

Nie zżymał się pan na ten wymóg? – pytam Bolesława Stelmacha, architekta, autora projektu. – Zżymałem się, ale zamiast odtwarzać stary budynek, postanowiłem zbudować jego powidoki, wspomnienie po starej Warszawie – tłumaczy. – Na przykład ramy okien są jakby spopielałe, to drewno z natryskiem betonu.

Czy całość nie jest sztuczna, teatralna? – Nie – sprzeciwia się architekt. – To jakby na szkielecie zbudować coś nowego. Podziały na elewacji „starych” części, rytmy okien i filarków, powracają w części nowoczesnej.

Bolesław Stelmach zaprojektował również kubiczne, parterowe bryły ze szkła, z drewna i polnych kamieni w podwarszawskiej Żelazowej Woli. Małą salę koncertową, restaurację, szklarnię. 100 proc. nowoczesności osiągnięto tu mimo restrykcyjnych wymogów konserwatora. – Chciałem, by te budynki były jak namiot, by były tylko okryciem dla funkcji, które mają pełnić – wyjaśnia architekt.

Przechodzę obok sali koncertowej. W jej przeszkleniach odbija się niemal cały park, budynek zdaje się rozpływać w powietrzu.

„Jeden wąchał, com pluł, drugi stukał, skądem pluł, trzeci macał i słuchał, jakem pluł. Jeden mówił, że zdechłem, drugi, że zdycham, trzeci, że zaraz zdechnę” – tak Fryderyk Chopin opowiadał o wizycie trzech znakomitych medyków w liście do swego przyjaciela Juliana Fontany. Takich listów, napisanych ze swadą i cierpką autoironią, można będzie posłuchać w nowym multimedialnym muzeum kompozytora, które w kwietniu zostanie otwarte w Warszawie. To Chopin, jakiego państwo nie znają. O znajomych wyraża się per kwoczka, kiep i wiecheć, wygraża: „kijem tej starej łodydze”. Jest męski, porywczy, bez śladów romantycznego rozmemłania. Bez gęby, jaką od 100 lat się mu przyprawia. „Nie mów ludziom, że jestem chory, bo zrobią bajkę” – kończy się list do Fontany.

Pozostało 86% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"