Domaga się 800 tys. dolarów Wydawało się, że Annie Leibovitz zdołała ugasić wielki pożar - dzięki staraniom firmy inwestycyjnej Brunshwick Capital Partners zadłużona na 24 miliony dolarów artystka przed miesiącem mogła odetchnąć z ulgą.
Znalazł się inwestor, który przejął jej zobowiązania. To znaczy, że Leibovitz nie straci praw do swego archiwum, które wskazała jako zabezpieczenie zaciąganych od lat pożyczek.
Teraz jednak firma Brunshwick Capital, którą Leibovitz zatrudniła do znalezienia inwestorów, oskarża fotografkę, że nie zapłaciła za usługę, ale co ważniejsze - nie uiściła odsetek, jakie należą się pośrednikowi po zawarciu umowy z inwestorem. Czyli zapomniała zapłacić „procent od sukcesu”.
Pozew trafił na początku kwietnia do sądu na Manhattanie, przedstawiciele Brunshwick Capital napisali w nim, że podjęli „gruntowne wysiłki, by skontaktować Leibovitz z wiarygodnymi i zainteresowanymi inwestorami”. Była wśród nich firma Colony Capital, z którą fotografka podpisała porozumienie. Zgodnie z nim kalifornijska firma spłaciła dług artystki i została jej jedynym kredytodawcą.
Zyskała prawo do zarządzania jej portfolio. Jednak Leibovitz zachowała prawa do swych prac - mowa o stu tysiącach zdjęć i milionie negatywów, wycenionych na 40 milionów dolarów. Artystka odmówiła komentarza w sprawie pozwu.