Z roku na rok na coraz większej ilości ganków i parapetów możemy oglądać dynie z powycinanymi oczami i buziami, które nadają naszemu Świętu Zmarłych innego, bardziej ludycznego zabarwienia. Niestety ten wzrost komercjalnej popularności tego owocu, zdecydowanie traktowanego u nas w kraju jak warzywo, nie przełożył się na jego popularność na naszych stołach. A szkoda.
W Polsce uprawia się trzy spośród około 20 gatunków, które przywędrowały do nas z Ameryki Łacińskiej. Są to dynia olbrzymia, piżmowa i zwyczajna. Jej pomarańczowa barwa doskonale wpisuje się w koloryt jesieni i pięknie komponuje się smakowo z innymi dostępnymi w tym czasie warzywami i owocami. Dynia jest o tyle cenną jarzyną, że jej całość – zarówno skóra, jak i miąższ i pestki są jadalne. I choć sama dynia do drobinek nie należy, bo średnio może osiągać około 200 kg (rekordzistka ważyła 765 kg!), jest niskokaloryczna. Przeciętnie 100g dyni utuczy nas o zaledwie 15-28 kcal. Za to jest bogata w wiele składników mineralnych takich jak m.in. wapń, fosfor, potas, selen, cynk, żelazo i magnez. Miąższ dyni to doskonałe źródło prowitaminy A, E oraz witamin B1 i B2, C, PP, oraz kwas foliowy i pantotenowy, a także błonnik i pektyny. Wpływa zatem korzystnie na wzrok, skórę, włosy, pracę serca i układu trawiennego. Dzięki zawartości pektyn, błonnika i celulozy mówi się o jej właściwościach odchudzających. Reguluje przemianę materii, odtruwa organizm i go odwadnia. Dynia chętnie rośnie w naszym klimacie i jest łatwa do przechowania – wystarczy jej suche i chłodne pomieszczenie, dlatego aż dziw, że tak mało zadomowiła się na naszych stołach, zwłaszcza że można z niej lub z nią zrobić prawie wszystko: od zupy poczynając, przez sałatki, risotto i racuchy,na cieście deserowym kończąc. Dynia jest niezastąpionym składnikiem potrawek dla małych dzieci. Mówi się o tym, że ze względu na niską zdolność wiązania azotanów z gleby, jest lepszym produktem dla dzieci niż marchewka. Równie dobrze z wszelkimi potrawami komponuje się najcenniejszy składnik dyni – jej pestka.