Brydż wieczorową porą

Piotr Gawryś, słynny polski brydżysta w rozmowie z Joanną Bojańczyk: – Decyzje podejmuje się w totalnej niepewności. Pewne są tylko nasze karty. Tu nie wystarczy logika. Trzeba rozgryźć przeciwnika. Wyczuć jego emocje, wahania

Publikacja: 18.02.2011 03:06

Brydż wieczorową porą

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Trzy tytuły mistrza świata, trzy wicemistrzowskie, mistrz i wicemistrz Europy, najwyższy tytuł klasyfikacyjny Światowej Federacji Brydżowej, wielokrotny tytuł mistrza Polski... Wszystko wymieniłam?

Piotr Gawryś:

Ja tego tak nie liczę.

Zaczął pan grać jako czternastolatek. Podrasowano panu papiery, bo w Federacji można było zacząć grać, mając 16 lat.

Ówczesny kapitan naszej drużyny wiele lat później został prezesem Polskiego Związku Brydża Sportowego. Jak chciałem go skonfundować, mówiłem mu: pamiętasz Andrzej, jak fałszowałeś mi legitymację?

Pana rodzice grali? Ja pamiętam z dzieciństwa zadymiony pokój i stół przykryty kocem. Nie znosiłam tego, bo grywali co tydzień przez pół nocy. To była popularna rozrywka inteligencji, jeszcze z tradycją w dwudziestoleciu. Przed wojną był nawet pociąg do Zakopanego, który nazywał się Narty-Brydż.

Brydż był popularną grą rodzinno-towarzyską. Moi rodzice też oczywiście grali, ale ja, jak miałem jakieś dziesięć lat, doszedłem do wniosku, że to głupie zajęcie. Później zdanie zmieniłem. Ale generalnie brydż miał wysoki status. Kiedy w połowie lat 20. XX wieku rozgrywano pierwszy międzypaństwowy mecz między Anglią i Stanami, to wielodniowy maraton był transmitowany w ówczesnych mediach, czyli w radiu, bo telewizji nie było. To jest rywalizacja o dużych możliwościach socjalnych, dużo większych niż szachy. Zresztą sporo grywano w inne gry: w wista, majonga (dalekowschodnią grę), backgammona.

Kiedy to zanikło? W latach 80., jak pojawiły się pierwsze gry komputerowe?

Ja bym powiedział, że tak było do zmiany systemu. Wcześniej ludzie mieli więcej czasu, spotykali się po domach bez większych okazji i bez większego zadęcia. Potem to się załamało. Trzeba było zacząć walczyć o byt. Brydż sportowy, wyczynowy też to odczuł.

Trudno powiedzieć, żeby był to sport widowiskowy. A dzisiaj, czego nie ma w telewizji, to nie istnieje.

Pokazać zasadniczo by można. Bo pokera się pokazuje. Siedzą faceci, patrzą w karty, robią groźne miny, można ich podglądać za pomocą kamery. Ale jest druga bariera, nie do przeskoczenia: brydż to gra bardzo skomplikowana. Żeby opanować reguły, trzeba sporo czasu, a żeby czerpać przyjemność z oglądania dobrych graczy, nawet lat.

Jakich predyspozycji wymaga ta gra?

Łatwo znaleźć odniesienie do szachów, bo przez lata były to dwa najważniejsze sporty umysłowe. W obu trzeba mieć odporność psychiczną i kondycję. Jak ktoś jest słaby, wpada w panikę, w niczym wyczynowym się nie sprawdzi. Prócz sprawnego intelektu potrzebna jest wybitna pamięć, bo gracz musi zapamiętać tysiące, nawet dziesiątki tysięcy wariantów, które już istnieją, tego ad hoc się nie wymyśli. Każdy gracz to chodząca biblioteka. Pod tym względem brydż jest mniej wymagający. Ale tu operujemy nie tylko kartami własnymi. Trzeba rozszyfrować karty przeciwników, porozumiewać się z partnerem w ramach dozwolonych reguł, bo nie mówimy o oszukiwaniu...

Oszustwa się zdarzają?

Takie pełną gębą, z premedytacją zdarzały się, ale dawniej. Ludzie potrafią sprawnie oszukiwać. Polega to na tym, że za pomocą jakichś sygnałów uzyskujemy informacje, do których nie mamy prawa. Była taka dykteryjka o bratnim narodzie socjalistycznym, który aspirował do reprezentacji brydża sportowego. Siada czterech, wyciągają karty, w milczeniu, z kamiennymi twarzami, bez ruchu. Po minucie każdy musi powiedzieć, jakie karty mają inni.

Ale takie nieuczciwe zagrania na dłuższą metę skazane są na porażkę, bo przeciwnicy widzą, gdy są one irracjonalne, nie mówiąc o tym, gdy są niewiarygodnie szczęśliwe. Można coś takiego przełknąć raz, ale kiedy to trwa dłużej, to oszust jest bez szans.

Doping istnieje? Czy tylko kawa i papierosy?

Jak brydż starał się o status sportu olimpijskiego, to okazało się, że trzeba będzie się zmierzyć z przepisami antydopingowymi.... A z nich wynika, że można wypić cztery kawy, ale jak się wypije piątą, to już może być źle... Ja, ze względu na swoją miłość do kawy, byłem stale zagrożony. Ale i tak z olimpiad nic nie wyszło, bo letnia jest całkiem przeładowana, a okazało się, że w zimowej dopuszcza się tylko sporty rozgrywane na lodzie albo na śniegu...

A jeśli chodzi o papierosy, to nigdy nie paliłem, ale byłem całkowicie odporny na nikotynę, bo ojciec wypalał 70 ekstramocnych bez filtra dziennie. Gdy jako nastolatek wypaliłem pierwszego papierosa, doszedłem do wniosku, że to nieinteresujące. Zero wrażeń. Ale wtedy jak się wracało z imprezy brydżowej, to z koszuli można było wyciskać nikotynę. Teraz jest totalny zakaz palenia.

Pieniądze w brydżu są?

Trochę jest, ale młodym bym nie polecał takiej kariery finansowej. Kiedyś to była wciągająca ścieżka. Na jednym wyjeździe na Zachód czołówka zarabiała tyle, że można było żyć z tego przez rok. A wyjeżdżało się dużo. Dzisiaj nie ma takiej chałtury, żeby przez tydzień można było zarobić na roczne utrzymanie.

To było możliwe tylko dzięki przeliczeniu złotych na dolary w PRL.

To po pierwsze, po drugie trzeba było dobrze grać, po trzecie trzeba było uczestniczyć w handlowej wymianie międzynarodowej... (śmiech). Wiele sportowych sukcesów w PRL na tym się opierało.

Każdy kraj miał swoją specjalizację. W Bułgarii szły kapy, w Rumunii kryształy...

... w Turcji suszarki do włosów. Ale specjalnością brydżystów był kawior. Gro turniejów rozgrywano we Francji i we Włoszech. To były dobre kierunki na taki eksport. Kontakty z ludźmi z wyższej półki, świetny rynek zbytu. Wszyscy byli szczęśliwi.

Brydż to gra elitarna? W porównaniu z taką piłką nożną na przykład...

Ale brydż ma coś takiego, co jest niemożliwe w innych grach czysto intelektualnych, niemal czysto matematycznych. Jeden z moich najlepszych partnerów, być może najlepszy brydżysta, jakiego spotkałem, Henryk Wolny był malarzem pokojowym. Opowiada się o nim, to być może taki apokryf, że przyszedł raz do jakiegoś klubu napić się piwa, patrzy, ludzie grają w jakąś dziwną grę. Tam rozgrywał się turniej brydżowy. Przysiadł się, zaczął obserwować. Po trzech miesiącach już grał. To był dusza człowiek, hojny, życzliwy, jednak nie demon intelektu. Ale on po prostu wiedział, jak zagrać. Niestety nie żyje od 15 lat. Miał nadciśnienie, nie chciał brać pigułek, wykończył się trybem życia, jaki prowadziliśmy.

To co właściwie decyduje o tym, że ktoś jest dobrym graczem?

Był taki czas, że sporo ludzi z wykształceniem matematycznym pasjonowało się brydżem. Aparat pojęciowy mieli sprawny, ale często były to mizerne talenty. Bo tu nie chodzi tylko o umiejętności logiczno-matematyczne. Jeśli w szachach wykona się zły ruch, to dlatego, że albo ma się złą głowę, albo za mało czasu. W brydżu podejmuje się decyzje w totalnej niepewności. Pewne są tylko nasze karty. Ma się przesłanki logiczne, statystyczne, psychologiczne. Trzeba rozgryźć przeciwnika, wyczuć jego emocje, wahania, słabości. Udaje się to tym, którzy mają zdolności psychologiczne, nawet parapsychologiczne. Tego się nie można nauczyć, to talent, który zresztą rozwija się razem z praktyką. Ale jak ktoś jest drewniany, to taki zostanie. No, a w brydżu towarzyskim przydaje się po prostu siła przebicia. Zdominować przeciwnika, stłamsić go.

Są kobiety w poważnym brydżu?

Jak spojrzeć historycznie, to kiedyś mężczyzna musiał przyciągnąć mamuta, kobieta upiec go i wyniańczyć dzieci. Potem mamut przestał być aktualny, mężczyzna zyskał czas. I zużył go na hobby, rozrywki. A kobieta? Proszę zauważyć, jaki odsetek kobiet ma hobby. Ile zbiera znaczki? Poza tym konstrukcja męskiej psychiki lepiej sprawdza się w wyczynowych sportach. W szachach tylko jedna kobieta osiągnęła mistrzowski poziom.

Rok czy dwa lata temu brydżystka Sabine Auken, Niemka, której przypisuje się rolę najlepiej grającej kobiety, wydała książkę. We wstępie napisała, że nie sądzi, żeby grała na poziomie nawet setnego mężczyzny.

Towarzysko to chyba nikt nie odważy się z panem usiąść do stolika?

Takie propozycje byłyby pewnie dla mnie krępujące, ale powiem szczerze, że na szczęście nie otrzymuję ich. Zresztą brydż socjalny dzisiaj przeniósł się do Internetu. Wchodzi się na stronę i gra z ludźmi z całego świata. Można z partnerem własnym, ze znajomymi albo z kimś przypadkowym. Nawet z automatem.

Dużo ludzi gra?

Myślę, że na najpopularniejszej stronie w każdym momencie po kilkanaście tysięcy. A kiedy Amerykanie mają wolny czas, to dwadzieścia, dwadzieścia parę tysięcy.

Rosjanie są dobrzy w brydżu? Można by się tego spodziewać: duży dopływ ludzi, sport bez nakładów inwestycyjnych.

Ani dobrzy, ani źli. Nie są potęgą, chociaż jest duża presja, żeby poziom rósł.

Na czym polega brydż sponsorowany?

To jest forma dość specyficzna. Gra jest zbyt hermetyczna, żeby reklamować jakiś produkt. Sponsoring polega na zaspokojeniu ambicji zamożnego gracza. Sponsorzy są głównie w Stanach, we Francji,

we Włoszech.

To taki kaprys, zagrać z najlepszymi?

W rozgrywkach drużynowych startują ekipy sześciosobowe. Ale grają cztery osoby z sześciu. Pary zapasowe rotują. Jeśli sponsor jest w stanie nauczyć się znośnie grać w brydża, a ma środki finansowe, może sobie wynająć resztę drużyny. Ci gracze są w stanie zatuszować jego mankamenty, a przy okazji podnieść poziom jego gry. Gdyby na przykład w drużynie piłkarskiej Barcelony grało dziesięć osób i jeden sponsor, to by go uholowali. Tej klasy drużyna łatwo może wygrać z dziesięcioma zawodnikami na jedenastu.

Sponsoring jest akceptowany?

Nikt się tym nie gorszy. To jedyny dopływ pieniędzy do brydża.

W Stanach w ogóle nie ma nagród pieniężnych. Z czego żyliby zawodnicy? Ile można napisać książek brydżowych? Mniejsi sponsorzy utrzymują gorszych zawodowców, a ci się potem doskonalą i stają się lepsi.

Młodzi ludzie chcą grać w brydża?

W Polsce nasz związek wprowadza brydża do szkół, opiekuje się juniorami. Ale nie wynika z tego wiele. Teraz młodzi ludzie wcześnie zaczynają myśleć o karierze, na nic innego nie ma czasu. Zacząłem grać z 27-letnim partnerem, chłopak po dwóch fakultetach. On stawia na brydża. Ale jest w dobrej sytuacji, bo ma zaplecze rodzinne. I to raczej wyjątek. W Stanach poza zawodowcami pierwszej ligi brydż to impreza geriatryczna. Nie bez racji, bo to świetny sposób na podtrzymanie aktywności umysłowej, antidotum na alzheimera. A emeryci mają dużo czasu. Mówi się nawet, że co roku średni wiek członka amerykańskiej ligi brydżowej rośnie o rok.

Teraz większe pieniądze są w pokerze. Chociaż od afery hazardowej poker na pieniądze jest zakazany.

Jest eksplozja pokera. Polacy grają i nie przejmują się zakazami. Są dziesiątki stron internetowych, na każdej dziesiątki tysięcy graczy. Czytałem taką informację, nie wiem czy prawdziwą, że w każdej chwili odbywa się na świecie 100 tysięcy turniejów pokerowych.

Poker jest prostszy?

O niebo prostszy. Jeśli ktoś zna karty, potrafi odróżnić asa od waleta, może się nauczyć w pół godziny.

Znani brydżyści?

W Polsce najbardziej znanym brydżystą jest Janusz Korwin-Mikke. Ikoną brydża wiele lat był aktor Omar Sharif. W Polsce grywało wielu aktorów starszej generacji. Pasjonatką brydża jest Renata Dancewicz. W Stanach grają Bill Gates, Warren Buffet, ale on nie bierze udziału w turniejach. Gates pojawia się na mistrzostwach Ameryki Północnej, w parach mikstowych dobiera sobie jakąś Amerykankę.

Grałem kiedyś z Bartkiem Chmurskim, mówimy na niego Bałwanek. Przychodzimy do stolika, a tam siedzi Bill Gates – niepozorny, rudy, w dżinsach. Dwa rozdania, jak to w turnieju. W obu uzyskujemy maksymalny wynik. Potem mówię do niego: – Bałwanek, czy ty wiesz, z kim ty grałeś? – Nie wiem, on na to. – To był Bill Gates. A on: – Co? Ten osioł?

Ale jak opowiadałem to Amerykanom, w ogóle ich to nie śmieszyło. Jak można tak pomyśleć o Gatesie?

Luty 2011

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Trzy tytuły mistrza świata, trzy wicemistrzowskie, mistrz i wicemistrz Europy, najwyższy tytuł klasyfikacyjny Światowej Federacji Brydżowej, wielokrotny tytuł mistrza Polski... Wszystko wymieniłam?

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Rząd: Prawo twórców do tantiem w sieci niezbywalne. Co na to Netflix i Spotify?
Kultura
Teatr Dramatyczny i Stary do obsadzenia. Niedługo poznamy nazwiska dyrektorów
Kultura
Była dyrektor Zachęty, Hanna Wróblewska, zastępuje Bartłomieja Sienkiewicza
Kultura
Nowości na Zamku Królewskim w Warszawie. Porcelana, obrazy Matejki i van Loo
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich