Rz: Wciąż pani pięknie wygląda!
Ewa Wiśniewska:
Wciąż pięknie wyglądam?
Zacytowałem komplement ze spektaklu „Boulevard Voltaire", gdzie gra pani główną rolę. Ale to nie jest czcze pochlebstwo. To prawda.
Aktualizacja: 06.05.2011 14:41 Publikacja: 06.05.2011 14:41
Foto: materiały prasowe
Rz: Wciąż pani pięknie wygląda!
Ewa Wiśniewska:
Wciąż pięknie wyglądam?
Zacytowałem komplement ze spektaklu „Boulevard Voltaire", gdzie gra pani główną rolę. Ale to nie jest czcze pochlebstwo. To prawda.
Jeśli chodzi o spektakl, muszę zdementować pana rewelacje, bo wykonano komputerową obróbkę mojej twarzy, żeby wypadła starzej. Autor i reżyser Andrzej Bart oraz operator Witold Adamek stwierdzili, że bohaterka nie może wyglądać na taką, której zdarzy się jeszcze jedna szansa na miłość. Jest bardzo bogata, ale pozbawiona nadziei. Z mężem, gdy żył, też nie było słodko, bo zajmował się swoimi sprawami. Uczucie, jakie jej się przytrafia w „Boulevard Voltaire", miało być naprawdę ostatnie.
Jak pani zareagowała, widząc siebie jeszcze przed premierą, oglądając spektakl z kasety?
Spadłam z kanapy. Przecież tak będę wyglądać za 15, a może za pięć lat! Nie wiadomo, jak szybko to nastąpi, ale wkurzyłam się. Nawet chciałam dzwonić do Adamka. Powstrzymałam się. Postanowiłam obejrzeć spektakl ze znajomymi. Wtedy uznaliśmy, że efekt służy roli. Nigdy nie unikałam postarzania się w takich sytuacjach, choćby w „Ogniem i mieczem" czy „Starej baśni", gdzie dorobiłam sobie nawet sztuczne zęby przednie.
Mówi pani o ostatnim uczuciu emigrantów na paryskim bruku – polskiej Żydówki i Polaka, ale scena w sypialni, kiedy pani i Janusz Gajos występujecie w szlafrokach, sugeruje coś więcej niż platoniczną miłość.
Jedno drugiemu nie przeczy.
„Boulevard Voltaire" to spektakl o miłości, która może się zdarzyć po czterdziestce?
Delikatnie mówiąc! Bardzo delikatnie!
Ale tak jest. Tak może być?
Oczywiście. Miłość może spotkać każdego w każdym okresie życia. Dlatego jest tak cudnie.
Andrzej Bart napisał rolę, której nie można odrzucić.
Byłam oczarowana lekturą, ale w pierwszym momencie odmówiłam. Zastanawiałam się, czy ja – blondynka, dam radę zagrać Żydówkę. Łatwiej byłoby aktorce, która ma warunki zbliżone do postaci.
Dla Andrzeja Barta to była ważna kwestia?
On mi całkowicie zawierzył. Na wszelki wypadek wplotłam do języka mojej bohaterki kilka rozpoznawalnych, charakterystycznych sposobów wyrażania się, a także zachowania. Była również inna kwestia, która wzbudziła we mnie wątpliwości: gdy bohaterowie kłócą się o polsko-żydowską historię, bliższe mi były argumenty prezentowane przez postać graną przez Janusza Gajosa – tonujące stereotypy na temat polskiego antysemityzmu.
Jednak Bart tak wyważył racje na temat powikłanych polsko-żydowskich losów, żeby nie jątrzyć.
To trudna sztuka, bo ważkie argumenty są zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie.
Pani bohaterka przeszła z matką Auschwitz, jej mąż był przechowywany przez polskich chłopów. Czy zetknęła się pani z podobnymi historiami wśród koleżanek ze szkoły bądź ze studiów?
W spektaklu spotkałam się raczej z moją wyobraźnią. To ona mi pomagała w tworzeniu roli. Co prawda, w Liceum im. Żmichowskiej miałam koleżanki żydowskiego pochodzenia, ale nie były w kręgu najbliższych znajomych. Pamiętam tylko, że nagle zniknęły.
Co się wtedy mówiło?
Dziś, kiedy mamy pełnię wiedzy na tematy historyczne, może trudno w to uwierzyć, ale mówiło się, że wyjeżdżają z Polski po lepsze jutro do swoich rodzin. Tak się komentowało, bo było przecież ubogo, a za żelazną kurtyną miało czekać eldorado.
Spektakl pokazuje, że lepiej iść przez życie razem.
Uważam, że ciągłe rozdrapywanie ran jest bez sensu, a zwłaszcza generalizowanie i mnożenie stereotypów.
Jak się grało z Januszem Gajosem?
Tu nie ma dużo do opowiadania – cudnie! Zresztą, kiedy miałam wątpliwości, czy zagrać w „Boulevard Voltaire", właśnie Janusz przekonał mnie do roli. Pracowaliśmy osiem dni, z czego trzy w Paryżu. To ważne dla widzów, bo stolicy Francji nie dałoby się przedstawić na zastawkach tak sugestywnie. Dla mnie, oczywiście, ważniejsze są relacje między postaciami.
Janusz Gajos gra polskiego hydraulika w Paryżu – pokazanego á rebours.
Tak. To inteligent, poeta, który nie mógł i nie potrafił przystosować się do rzeczywistości. Tak bywa z emigrantami. Zdarza się też, że osoba wykonująca zwyczajny zawód jest wrażliwa, utalentowana, tylko zabrakło jej szczęścia. Ciągle gdzieś pędzimy i nie mamy czasu, żeby to odkryć. Dlatego zazwyczaj bierzemy za prawdę pozór i zewnętrzność.
Bohaterowie spektaklu czują, że nie mogą przegapić swojej szansy. Zdarzyło się to pani?
Trzykrotnie. Nie powiem, co to było. Ale gdybym te propozycje przyjęła, może inaczej potoczyłoby się moje życie.
Na pewno pani nie chce powiedzieć, co to były za role.
Na pewno.
A co było po pierwszym razie?
Nie zmądrzałam! Różnie bywa. Liczą się okoliczności życiowe, które nie sprzyjają, czasem człowiek głupieje albo sodówka uderza do głowy.
Teatr Telewizji oparty jest ostatnio na docudramach, a „Boulevard Voltaire" to powrót do dobrej literatury i znakomitego aktorstwa. Tęskni pani do takich produkcji?
Absolutnie tak. Tęsknię przede wszystkim za prawdziwym graniem. Teatr Telewizji powinien rządzić się prawami sztuki, być oparty na kreacji. Dokumentalne spektakle mnie drażnią. Jestem ich wrogiem. Jeśli już, wolę oglądać dokumenty na kanale TVP Historia albo Discovery.
Argument, że telewizja szukała sposobu na zatrzymanie spadku oglądalności, do pani nie trafia?
Jeżeli telewizja będzie emitować spektakle po 22, oglądalność będzie spadać. Dlatego teatr powinien wrócić na godz. 20.05, w miejsce nadawanych teraz bzdurnych seriali. O tym mówili nam telewidzowie podczas spotkania w Białymstoku, w którym ostatnio wzięliśmy udział z Andrzejem Bartem i Witoldem Adamkiem. Decydenci w Warszawie nie mogą zapominać o widowni mieszkającej z dala od największych ośrodków, gdzie Polacy poza telewizją nie mają szansy na teatr. Pamiętam też moje spotkania z Włochami, Anglikami, Francuzami, którzy zazdrościli nam Teatru Telewizji. Został zniszczony, dlatego osoby, które są za to odpowiedzialne, powinno się powiesić za pewną część ciała.
Teraz gra pani w Teatrze Narodowym. Jak pani ocenia ten etap scenicznej kariery?
Normalnie. Bez ekscytacji. Na przykład w Kwadracie grałam tylko komedie, w Narodowym zaś tylko role dramatyczne.
Jest pani poważną, narodową artystką.
Dlatego tęsknię do ról komediowych. Nie lubię siedzieć w jednym garnku.
Jak pani przeżyła ostatnie „Tango" Grażyny Szapołowskiej?
Wychodzę z założenia, że jeżeli aktor jest w teatrze repertuarowym, powinien podporządkować się jego regułom. Gdyby każdy z 80 aktorów zespołu Narodowego miał inny pomysł na swoją pracę poza sceną – nie doszłoby do żadnego spektaklu, nie udałaby się żadna premiera. Dyrekcja wywiesiła nam kwietniowy repertuar już w styczniu. Wszystko było oczywiste. 9 kwietnia siedziałam z kolegami w garderobie, w kostiumach, w perukach, do końca miałam nadzieję, że Grażyna Szapołowska przyjdzie. O godz. 18.55 Jan Englert powiedział, że może nam zrobi numer, wpadnie w ostatniej chwili i zagramy. To co się stało, nie mieści się w głowie.
Jak to zrozumieć?
Nie można. Teraz Grażynę Szapołowską zastąpi Katarzyna Gniewkowska. To bardzo dobra aktorka.
A jak się pani gra w „Lorenzacciu" Jacques'a Lassalle'a?
Najgorsza była premiera. Teraz dodaliśmy postaciom życia i pieprzu. Zapraszam. Proszę przychodzić bez żadnego ryzyka.
Boulevard Voltaire
22.15 | tvp 1 | PONIEDZIAŁEK
Wiedźmin
ale kino! | 15.30, 16.35 | NIEDZIELA | 18.05, 19.05 | WTOREK
Ewa Wiśniewska
Jedna z najpopularniejszych aktorek teatralnych i filmowych. W 1959 roku, kiedy była uczennicą warszawskiego Liceum im. Narcyzy Żmichowskiej, zwyciężyła w konkursie „Piękne dziewczęta – na ekrany!" zorganizowanego przez tygodnik „Film". W 1963 roku ukończyła PWST w Warszawie. Była aktorką Teatru Ludowego, Kwadratu, Nowego i Ateneum. Obecnie w zespole Narodowego. W 2004 roku otrzymała nagrodę Feliksa Warszawskiego za najlepszą rolę kobiecą – Matki, Cioci, Królowej i Hrabiny w „Błądzeniu" Jerzego Jarockiego. Występuje również w jego „Tangu", a także „Lorenzacciu" Jacques'a Lassalle'a.
Podziwiamy ją w filmach „Prawo i pięść", „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?", „Dolina Issy", „Ogniem i mieczem", „Wiedźmin", „Stara baśń" i „Cudzoziemka", gdzie zagrała Różę Żabczyńską. W telewizji zdobyła popularność w serialu „Stawka większa niż życie" i „Doktor Ewa".
Prywatnie, siostra Małgorzaty Niemirskiej.
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Rz: Wciąż pani pięknie wygląda!
Ewa Wiśniewska:
Zamek Królewski w Warszawie prezentuje cenną kolekcję sztuki europejskiej, pochodzącą z Narodowego Muzeum Sztuki im. Bohdana i Warwary Chanenków w Kijowie.
Wraz z Katarzyną Czajką-Kominiarczuk, twórczynią bloga Zwierz Popkulturalny, recenzentką i autorką książek o popkulturze, rozmawiamy na temat seriali. Jakie tytuły zasługują na miano produkcji roku? Na jakim etapie streamingowej rewolucji się znajdujemy?
W stolicy Szwecji ruszył Tydzień Noblowski. Rozpoczął się od tradycyjnego przekazania osobistych przedmiotów należących do tegorocznych noblistów do sztokholmskiego Muzeum Nagrody Nobla oraz sygnowania krzeseł w tamtejszej kawiarni.
W wieku 87 lat zmarł Stanisław Tym, autor tekstów, aktor, reżyser, a także dyrektor teatrów. Masową popularność zdobył jako prezes Ryszard Ochódzki w filmach „Miś”, „Rozmowy kontrolowane” i „Ryś”. Był również felietonistą „Rzeczpospolitej”.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Polska kultura straciła jednego ze swoich najwybitniejszych artystów – Stanisława Tyma. Aktor, reżyser i satyryk, zmarł w wieku 87 lat. Ludzie kultury i politycy żegnają legendę polskiego filmu.
Wysoce ryzykowne jest zamieszczenie Polsatu i TVN w wykazie firm strategicznych Polski na podstawie rozporządzenia z uwagi na wtórną w tym stanie faktycznym działalność telekomunikacyjną, a nie podstawową – medialną (audiowizualną).
Na konflikcie o telewizje TVN i Polsat może stracić koalicja rządząca, bo niekoniecznie z działaniami ocenianymi przez część obywateli jako cenzura będzie jej do twarzy – uważa politolog, prof. Uniwersytetu Warszawskiego, Rafał Chwedoruk,
Rząd Donalda Tuska chroni swoich sojuszników. Ale zarazem trudno dyskutować z faktem, że w dobie wojen hybrydowych jest to ważne dla polskiej demokracji.
Wieść gminna niosła, że amerykański Warner Bros Discovery zamierza sprzedać TVN Węgrom lub Czechom. Ale ja się z decyzji premiera cieszę. Dopisuję ją do mojej prywatnej listy „kamieni milowych” na drodze do przywrócenia praworządności w Polsce.
Zapowiedź umieszczenia telewizji TVN i Polsat na liście polskich firm strategicznych to symbol czasów, w których przyszło nam żyć. Coś, co wczoraj wydawałoby się niemożliwe, jutro może być oczywiste.
Premier Donald Tusk w czasie wspólnej konferencji prasowej z premierem Estonii Kristenem Michalem zapowiedział dopisanie TVN i Polsatu do wykazu firm strategicznych.
O dramatycznej sytuacji w polskim kinie filmowcy rozmawiali na specjalnym spotkaniu antykryzysowym. 17 grudnia dojdzie do rozmów z ministrą kultury Hanną Wróblewską.
Nie jest prawdą, że sąd zablokował mój majątek - zapewnił w oświadczeniu założyciel Polsatu. Potwierdza, że do rad jego fundacji wszedł kurator wskazany przez sąd w Liechtensteinie. Decyzje podjęte przy jego udziale są dla biznesmena korzystne.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas