Podziemne miasto borsuków rozciąga się na wzgórzu. Aż dziwne, że w podlaskiej płaskiej okolicy są tak strome podejścia. Ta leśna metropolia ma ok. 200 lat, sosny w pobliżu mają więcej. Ale stare drzewa nie są rzadkością w puszczy... no, właśnie, jakiej? Wedle mapy to Puszcza Knyszyńska otaczająca Białystok prawie ze wszystkich stron szerokim pierścieniem, jego zielone płuca. Ale nasz przewodnik, białostocczanin Paweł Świątkiewicz, ostrzega, że lepiej nie używać tej nazwy przy niektórych tutejszych leśnikach. To bowiem nazwa z peerelowskich czasów. A dla nich istnieją tutaj tylko takie puszcze, jak Błudowska, Sokólska, Krynecka, Swisłocka czy Buksztelska – bo na takie to kompleksy dzieliła puszczę dawna gospodarka, z której echem czują się emocjonalnie związani.
Ten fragment, gdzie właśnie jesteśmy, to wedle dawniejszych porządków Puszcza Buksztelska, od miejscowości Buksztel, dziś dzielnicy Czarnej Białostockiej. Puszcza kryje prastary bór i bagna rezerwatu Budzisk, a przede wszystkim owo miasto, które zaraz zwiedzimy.
Wszystkie puszcze tworzą tu kompleks tak zwarty, iż trudno się dziwić, że znaleziono dla nich wspólny szyld, ale starsi leśnicy szanują tradycję.
Przyjechaliśmy tu od szosy Białystok – Sokółka, spod zajazdu, który w takiej jak ta puszczańskiej okolicy nie ma prawa nazywać się inaczej niż Leśny, szerokim traktem wśród kałuż. – Tędy jeździli Kozacy, szukając i wyłapując powstańców – opowiada Paweł, podchodząc do przycupniętej pod drzewem nad strugą leśnej kapliczki i nabierając wody zawieszoną na żerdzi połówką plastikowej butelki. – Połowa Białegostoku tu przyjeżdża z bańkami po wodę. Za Kozaków tu wisiały kubeczki brzozowe, to od nich pochodzi zwyczaj picia wody w tym miejscu.
Budowniczowie i czyściochy
W drodze na wzgórze przeciskamy się wśród gęsto stojących młodych grabów i jesionów. Przewodnik markotnieje. – Coś nie widać werand – mruczy rozczarowany. Bo jeżeli przed norą borsuka jest płaski placyk świeżej ziemi, zwany w gwarze łowieckiej werandą, to znak, że borsuk w tej norze mieszka i chętnie się przed nią wyleguje. Czyli byłaby szansa na spotkanie tego pospolitego, ale skrytego i zwykle dopiero nocą wyruszającego na łowy zwierza. Tymczasem część wejść jest zasypana liśćmi, martwa. – No, to nie zawsze są wejścia. Część otworów to okna i wentylatory.